sobota, lipca 16, 2005

SAMA W DOMU

Sama nie bylam juz od co najmniej 2 miesiecy. I tak nie bede mogla napisac tego wszystkiego, co chce .... bo jestem osoba okrutnie zamknieta .... nawet jesli o tym nie wiecie.
Dostalam internetowe wsparcie przed chwila od kolezanki Bryzki. Piekne to bylo i dobre to bylo, bo BYLO.

Dzis odwiozlam Johna do Gumy. Przeczytalam wczoraj jego rozmowe ... napisal ze Guma bardzo mu sie podoba, chociaz nie mowi po angielsku.

Wiec dzis zapakowalam Johna do autka i odwiozlam na Dlugosza. Bo chcial pobyc sam, to znaczy z Guma i jej rodzina a moze z Gumy znajomymi.

Odwiedzilam mame i Wujcia na cmentarzu a tam palily sie znicze i pomyslalam, ze pewnie moj tata jest w Lodzi ale ja o tym nie wiem. I to wydalo mi sie naturalne.

John powiedzial mi dzisiaj, ze jestem za malo slodka i za silna.

Ale na szczescie to nie ma wielkiego znaczenia.
Potrzebowalam tego samotnego wieczoru ze soba i z Tungus Boyem. John powiedzial, ze ma juz dosc opieki nad psem ....

Ja nigdy nie mam dosc opieki nad psem i to nas rozni.

Nadal lubie Johna.

"Zycie stoi przed nami POTWOREM" - to zdanie przyslala mi dzis mama.

Odwiozlam Johna i juz z samochodu powiedzialam : - U gonna miss your plane -
To tekst z filmu.

I mysle, ze on to zrozumial. A moze nie.

Dzis w nocy bedzie burza a ja bede sama.
Dziekuje za PRAWDE Bogowie.

Wypije za PRAWDE !

1 komentarz:

marcin pisze...

Cudownie!
HOME ALONE is what we all need...
Ja przenocuje dzis u rodzicow. Jakkolwiek tam bywa jest zawsze jeden moment, ktory jest piekny: poranek kiedy budze sie w swoim lozku (co juz nie jest moje) w swoim pokoju (co juz nie jest moj). Masz szczescie, ze pokoj na Zgierze mimo zabiegow Mutter wyglada jak wyglada a ze sciany wciaz spoglada Jim i wciaz my w Montpellier - mlodzi i piekni...