środa, lipca 27, 2005

kolorowe kulki

Czas na maila

Ale najpierw czas na papierosa

A tera na pisanie ....

I na odrobinę śmiechu – u hah hahaha u hahahah hahahah.

W poniedziałek zdarzyło się coś bardzo niezwykłego, takie KOSOVO .... Pojechałam zaliczyć zaległe praktyki do szpitala kardiologicznego w Krakowie.

Dostałam biały fartuch .... fartuch jest trochę, jak mundur .... zaczynasz inaczej funkcjonować ...... „funkcja pod uniform”. Fartuch był za duży ale za to czysty i bardzo biały.

Przywitałam panią Jagę. Moją psycholog. Pamiętam ją z pierwszego roku - opowiadała o doświadczeniach, dobrych doświadczeniach swojej siostry z Algierii. Opowiedziałam o Kuwejcie i o pro arabskich klimatach.

Stajemy naprzeciwko siebie, ona taka bardzo, bardzo dobra. Kiedy ostatnio stałam naprzeciwko bardzo dobrego człowieka, przy którym chcę stawać się lepsza i lepsza .....? Wyczuwam jedno : Gdybyśmy otaczali się bardzo dobrymi ludźmi - bylibyśmy o wiele lepsi. Proste odkrycie.

Pani Jaga ma troje dzieci, 47 lat, nosi okulary i ma jasnoniebieskie oczy. Siadamy w jej gabinecie, w którym stare meble i kolorowe kulki na stole ....
-Po co takie kuleczki? – pytam
-Bo kojarzą się z dzieciństwem .......... – odpowiada i uśmiecha się do mnie a ja czuję się bardzo bezpiecznie. Biorę jedna kulkę do ręki.
-Czasami ludzie nie wiedza, co zrobić z rękoma .... a tak trzymają kulkę. Czasami ludzie wyciągają mądre wnioski ........ wkładają kulkę do kieszeni ...... i kiedy zapominają o wnioskach ..... a przypadkowo się na nią natkną, zaczynają ...... przypominać sobie, co jest, co było ważne ......-
Słucham jej, jak spokojnie mówi do mnie.

-Pani jest taka energetyczna, widać, że cieszy się pani życiem ... to bardzo pozytywne ..... A jak się pani układa prywatnie?-
-Prywatnie .....? Mam trochę skomplikowane życie, bo zawsze je nakręcam dość mocno ......-
-Niektórzy tego właśnie potrzebują i dlatego nakręcają .... Pani tak lubi? –
-( tu zaczęłam opowieść .... która nie znajdzie się na blogu ) ......a, gdybym narzekała na moje życie to, to byłoby złe ( zakończyłam)-

-Chcę żeby poszła pani do sali numer cztery .... i porozmawiać z pacjentami ..... pani ma łatwość rozmawiania z ludźmi ...... I proszę obserwować ..... –

Poszłam, a w sali nr Cztery 7 łóżek i 7 kobiet.
-Jestem Sylwia i jestem studentką Pani ....... i chciałabym porozmawiać, jeśli mają Panie ochotę ........... –

Miały ochotę ale nie od razu ..... Musiały się do mnie przyzwyczaić. I wtedy zaczęłam się uczyć ..... więcej niż przez 3 lata studiów więcej niż .... w mojej codzienności, nawet jeśli intensywnej.

Rzeźbiarka z Krakowa 83 lata, bardzo szczupła i prężna.
„W 1949 roku odnawiali ołtarz Wita Stwosza i ja razem z profesorem .... trzymałam w ręku niektóre figury, figury których normalnie wcale nie widać .... I wtedy był w Krakowie taki pomysł, żeby stworzyć muzeum Wita Stwosza, żeby wszyscy mogli te rzeźby z bliska podziwiać, ale władze kościoła się nie zgodziły ..... I teraz ci wszyscy turyści oglądają z daleka, zresztą oni nawet nie wiedzą kto to Wit Stwosz, prawda ..... ? – uśmiechnęła SIĘ POD NOSEM .....

RZEŹBIARKA NIE SŁYSZY NA JEDNO UCHO.

„Pamiętam dokładnie, jak straciłam słuch ..... To było w szpitalu, u mojego umierającego brata ..... zapadł w śpiączkę a miał raka i już się nie obudził ... nie cierpiał. A później zabrali go ludzie, tak zupełnie bez szacunku, jak jakiegoś śmiecia w worku ... i ja stałam patrzyłam na to .... i nagle poczułam ból w głowie. Od tego czasu nie słyszę ....... Jak można tak bez szacunku ........?”

Pani Teresa 70 lat.

„ Mam wnuki, jeden na architekturze, drugi na informatyce. Dumna z nich jestem. Dwie córki i syn. Mąż umarł 10 lat temu a taki był zdrowy ... opalony, wysoki . – pokazuje mi zdjęcie. Człowiek o bardzo pewnie niebieskich oczach .... zdjęcie pomarszczone i czarno białe. –Kiedy mówi o mężu chce mi się płakać ale oczywiście nie mogę ...-
Pani Teresa trzyma ... w ręku kolorowe kulki od pani psycholog. Nie pytam dlaczego je trzyma. Dowiaduje się, że mieszkała w domu z cała rodziną, że dom był zawsze pełny a teraz mieszka sama.
„Ja zawsze wszystko piorę wieczorem ...... przed pójściem spać, bo nie chcę zostawiać po sobie ż a d n y c h brudów .... Mam kłopoty z ciśnieniem .... dlatego tu jestem ..... Jak leżę to czasami myślę, że tak mi w głowie wiruje, jakby to miała być o s t a t n i a c h w i l a ......... Ale ze wszystkim się godzę .... bo zawsze się godziłam ze wszystkim ....

Mąż wszędzie chodził na piechotę, bo tak było najzdrowiej i w ciągu 3 miesięcy umarł na raka”

Do rozmowy włącza się korpulentna blondynka Maria 67 lat.
„Ja też zawsze wszystko piorę .... bo, jak człowiek myśli o śmierci dużo na starość to .... chce wszystko uporządkować. Papiery mam wszystkie podpisane dla rodziny, żeby wszystko szybko znaleźli. Czasami wolę nawet nie zamykać drzwi, bo mogą mieć k ł o p o t żeby wejść … Jak ktoś ma chore serce, śmierć przychodzi szybko ...... i to bardzo, dobrze że tak szybko. Bo nie można rodziny obarczać opieką .... tak jest lepiej .

Pamiętam jak budowaliśmy w 50 latach Nową Hutę , cała młodzież ciężarówkami tam jechała ............. i śpiewała. Pięknie było”

„A ja pamiętam – mówi rzeźbiarka – jak odbudowywaliśmy Warszawę bo Warszawy nie było ..........”

NAJMŁODSZA NA sali kobieta, miała zawał .... OKAZAŁO się, że zaniedbała pierś .... i że tam coś jest .... I ona boi się diagnozy .... Nie rozmawia z nami ..... tylko nerwowo porusza palcami .... Boi się, siedzi pod ścianą. Najmłodsza ....

Wracam do Pani Jagi .... i mówię co usłyszałam
-Człowiek w trakcie życia doświadcza różnych nie fajnych stanów ..... ale na starość to wszystko zbiera się ... i eksploduje ....... i trzeba, chociaż człowiek jest wtedy najsłabszy ....... radzić sobie .... ale ciało mówi NIE .... bo ciało jest już wtedy słabe .... To chyba starzy ludzie są najsilniejsi ....
CHCIAŁABYM tu zostać .... – mówię i to jest prawda. Ile razy czułam ŻE chciałabym gdzieś zostać ? dwa, trzy razy. Kosowo, Tyniec ..... Ten Szpital .....
-Myślałam o pracy w hospicjum .... ale bałam się, że to z a b l i s k o śmierci , że za ciężko -
-To najpiękniejsze doświadczenie, jakie można zdobyć – powiedziała I uśmiechnęła SIĘ DO MNIE i jak się uśmiechnęła TO JA OD RAZU WIEDZIAŁAM, ŻE to jest prawda.

Pani Jaga miała CZERNIAK w oku i lekarz powiedział jej:
-Mamy teraz świetne protezy ....... –
„Jestem kobietą, poczułam SIĘ STRASZNIE, słysząc diagnozę .... Stracę oko ....... Lekarze mówią diagnozę w bardzo zły.
BO WSZYSTKO MOŻNA zrobić po ludzku. Pozbyłam się czerniaka ... pracując z umysłem.
Niedawno czytałam ARTYKUŁ o człowieku ze schizofrenią i podwójna osobowością. Jedna osobowość miała , jak twierdził cukrzycę, druga była fizycznie zdrowa. Zbadano go i odkryto, że kiedy jest panem A to ma cukrzycę, a kiedy Panem B w organizmie nie ma jej śladów. Umysł".

Rozmawiałyśmy o śmierci .... że trzeba o niej mówić. Że nasi rodzice mają sekrety i jeśli teraz o nie zapytamy o nie..... nigdy się już nie dowiemy a pytania bez odpowiedzi to wstrętne pytania .........

Strasznie głupi bywamy ....

Kiedy wyszłam ze szpitala, z którego nie chciałam WYCHODZIĆ ...... poczułam, ŻE ZROBIŁAM COŚ I ŻE TO MIAŁO SENS.

To była jedna z niewielu sensownych rzeczy, które zrobiłam. Bo co innego ma sens - dywagacje do świtu ? A może seks ? A może dobra kanapka ?

-J nic nie zrobiłam a czuję się ..... tak pięknie ...... – powiedziałam.
- P r z y s z ł a ś ..... CHODZI O TO ... ŻEBY BYĆ. Tylko o to -

(dostałam trzy kulki kolorowe na odchodne ...)

27 lipca 2005 Łódź

Brak komentarzy: