czwartek, października 22, 2015

Hi Life!

Cześć Życie!

Jak fajnie, że tak się toczysz. Jak fajnie, że mam jeszcze 39 lat. Że znam tylu ludzi, których bym już nie znała, mając teraz lat 60siąt. I jaka szkoda, że tak mało czasu poświęcałam cioci Marysi, a teraz ona jest już chora i w szpitalu i może się okazać, że zwyczajnie po ludzku -  nie będzie miała siły ...żeby pooglądać ze mną rodzinne, stare zdjęcia. Ma je porozkładane w różnych miejscach i oby się zdarzyło, że uda jej się te wszystkie zdjęcia zebrać. I żebym zobaczyła jeszcze, z górnej szuflady tą karteczkę z odręcznym pismem mojego pradziadka. Bo ciocia Marysia taką karteczkę zachowała.

Najbardziej żal mi czasu, którego dla kogoś nie miałam. Pamiętam te momenty, patrzyłam na mały budzik na regale cioci i w zasadzie to szykowałam się to wyjścia, a przecież mogłam zostać i te zdjęcia zobaczyć i może nawet te ważne dla mnie sobie zabrać. Z Violetką - moją mamą. Ciocia Marysia mówiła o mojej mamie Violetka  kiedyś, a teraz mówi Violeta.

Na ścianie, w mieszkaniu cioci wiszą obrazy stryja mojej matki - Piotra.
Te obrazy to historia naszej rodziny, ludzie, których w większości już nie ma i miejsca które nadal są - Wilno, Antokol .... kościół, w którym stryj malował obraz Jezusa wśród dzieci, i na wzór dzieci postawił sobie małą Marysię i jej siostrę Adę Irenę.

Pojadę do tego kościoła. Do tego ich Wilna. Do Wilna z którego w 1945 wszyscy przyjechali. Moja babcia Wanda i dziadek Aleksander zamieszkali na Zgierskiej 38. I tam było tych wileńskich uchodźców wielu. I wszyscy sobie wszystko pożyczali, choć ludzie prawie nic nie mieli. I wspólnie żyli, oddając cześć życiu.

Cześć Życie!

Najbardziej żal mi czasu, którego dla ludzi nie miałam. Bo np. dlaczego tak rzadko widuję rodziców Luka. Kocham ich. Uwielbiam spędzać czas w ich domu, przy kawie, ciastku lub przy najsmaczniejszym obiadku.
Dlaczego nie widuję mojej Megan Ramięgi.

Żal mi czasu, którego nie mam dla siebie, na pisanie. Tzn, mam ten czas, ale pozwalam mu płynąć, znikać w bezśladzie.

Ostatni miesiąc upłynął mi szalenie sentymentalnie. Sentymentalizm powiązany jest z szaleństwem. Łzawe poranki, zachłystywanie się rzeczywistością, ludźmi.
Na fali uchodźców syryjskich wielkie ludźmi rozczarowanie, a na fali wolontariuszy  Szlachetnej Paczki i paczkowych rodzin wielki nad ludźmi zachwyt. Zmieniamy świat na lepsze, zmieniamy na lepsze świat osoby, którą odwiedzamy. Tak!

Sentymentalizm ma związek z ciocią Marysią. Z tym, że nagle z tej chodzącej i opowiadającej i wspominającej stare czasy i zawsze tak zaangażowanej w moje życie kobiety,  stała się stara i bezradna i zbolała. I jak ja ją taką zbolałą zobaczyłam, to od razu w ryk. Bo nie umiem na wodzy utrzymać emocji, a w szczególności rozpaczy i smutku. Jak mnie chwyci ryczę, zamiast podtrzymywać na duchu.

Świadomość, że ciocia Marysia przemija, że kończy się jej świat i czar jej opowieści ... że zmienia się w starą, bezradną, krnąbrną osobę ... zachwiał mną. Przeraził, rozbił. Żałowałam cioci i żałowałam siebie i nie żałowałam tych wszystkich chwil razem spędzonych, chwil na obiedzie w Lawendzie, kiedy ona pierwszy raz próbowała kalmary i tego jak zabrałam ją na zakupy do Manufaktury i jak wspólnie łaziłyśmy po lumpeksach, kupowałyśmy góralskie buty na Górniaku.

Zrobiło mi się smutno, że Marysia tak słabo zna moją córkę, moją Adę. Ada teraz jeździ do cioci do szpitala. Mogłam przyprowadzać ją częściej na Zbaraską, do mieszkania cioci.

Oczywiście, jeśli Bóg, w którego ciocia tak wierzy pozwoli, to może jeszcze wszystko sobie odbijemy.

Ostatnio doświadczałam starości,  gdy chorowała i umierała babcia Basia. Tyle że ja nie kochałam Babci Basi. Bo Babci nie kochała mnie. Miałam wtedy 25 lat. Wróciłam z Kosowa, poznałam Wojtka Kowmana, który od miesięcy leży już w grobulcu. Wielki W nie żyje, kumacie?  Taki  koleś, z taką charyzmą, z taką piękna gęba i tatuażem Indianina.

Zawsze miałam szczęście spotykać ludzi niesamowitych.
Teraz też spotykam waleczne kobiety bez zębów, bo walczyły całymi latami ze swoimi mężami. Teraz uczą się normalności, codzienności, tego że z koleżanką można wypić kawę, bez strachu.
I matki 5-ciorga dzieciaków, które wcale nie są patologią, ale niezwykłą energią i ciepłem, a widać to po ich szczęśliwych dzieciach. Co powiedzieć. Wiwat Życie!

Zawsze miałam szczęście spotykać ludzi niezwykłych, bo jestem gościnna, odważna i otwarta.
Jestem ciekawa. Życia. A życie to ludzie. Dla mnie.

Hej Życie, Moje Piękne - powiem jak Muhibbi.
Zasłoń mnie czasem kotarą z mgły
bym nie patrzyła w przyszłość ze strachem
i nie bała się tracić

Hej Życie, zamiast bać się kresu
widzieć chcę codzienny blask
deszczowej kropli na pajęczynie
utkanej z mgły