Mam matke szaloną, starego profesora, który jest moim ojcem, miałam chłopaka - zwał się Lu, mam przyjaciela Kaczora i Tungusa Boya - to mój pies. Wychodzi z opisu, że jestem "posiadaczką" - ludzi - nie rzeczy. Zresztą nie jestem wcale posiadaczką ... posiadanie odziera ze szczęscia a ja pracuję nad byciem szczęśliwą, odkrywam, że jestm ... well
niedziela, grudnia 25, 2011
Wigilia 2011
W te Swieta zrozumialam, ze dla mnie stol wigilijny musi byc pelen, ale nie jedzenia .... tylko LUDZI .....
poniedziałek, listopada 21, 2011
sobota, września 24, 2011
piątek, sierpnia 26, 2011
Pyszne Niam Niam z ryzu i warzyw
Dzis postanowilam, ze bedzie o jedzeniu.
Nie wiem czy to na fali bycia "przyszlazona" czy moze po prostu na fali tego, ze czesto robie pyszne niam niam a pozniej zapominam, jak ...... Tym razem nie zapomne a moze ktos jeszcze radosnie skorzysta z mojego przepisu ;)
Oto on:
- mieszanka warzywna mrozona, moja sklada sie z : kalafiora, brokulow i marchewki
- zolta i zielona papryka
- 2 malenkie papryczki chilli "bird eye"(male ale ostre jak ogien!), jesli nie macie do takich dostepu wezcie zwykla papryke chilli, wrzuccie jej polowe i nie zapomnijcie o wrzuceniu rowniez pestek ( so super HOT)
- kawalek pora drobno posiekany
- kukurydza z puszki (250 ml)
1. Mieszanke warzywna gotujemy ( nie rozgotowujemy, ale zeby warzywka byly nadal troszke chrupiace) i lekko solimy
2.Wszystkie pozostale skladniki kroimy i wrzucamy na patelnie, na ktorej wczesniej rozgrzewamy olej a na ten olej ( olej bio rzepakowy, ponoc rzepakowy jest nasz rdzennie najlepszy), wrzucamy curry ( ale o przyprawach za chwile). Odrobina soli i sos sojowy (Kikkoma) plus odrobina oregano.
3. Gotujemy 1 torebke ryzu. Wrzucamy na patelnie i mieszamy razem z warzywami , ktore juz sie tam "pitrasza".
I tyla! Naprawde wyjatkowa sprawa. Byle nie przesadzic z sola. Bo tutaj glowna atrakcja jest ostre chilli. Mysle, ze opcjonalnie mozna zrobic jeszcze omlet z 2 jajek i pokrojony, dorzucic do calosci, ale jeszcze tego nie probowalam. Czuje, ze moze byc dramatycznie pyszne.
Bon apetit
czwartek, sierpnia 11, 2011
przedślubnik .....
Ślub już za pasem. Za pasem tez za dużo, bo na slubie to by sie chcialo wygladac szczuplo i majestatycznie. Szczegolnie jak sie ma taka piekna suknie, w stylu Ann Boleyn.
Goscie zjezdzaja wielka horda .... materace i karimaty pojda w ruch i koce, kocyki i plastikowe widelce i miski plastikowe i wszystkie garnki.
Trzeba ludzi wykarmic, trzeba ludzi napoic i do snu gdzies ulozyc.
Ze swiata przybywaja. Z USA, Brazylii, Niemiec, Polski, Anglii, Rosji .... no i z Irla oczywiscie.
Tymczasem, sala jeszcze nie zalatwiona a do sluby jeno 5 tygodni. John nie ma jeszcze odzienia i zastanawia sie, czy kilt, czy frak, czy moze tylko garnitur. Ja w tym wzgledzie wszystko juz mam, nawet but na 15 cm obcasie, co uczyni mnie jedna z najwyzszych osob na weselu. I tak przez wieki bede ogladac swoje zdjecia ...... a ponizej w okolicach pasa i ramion glowki moich Gosci.
TRUDNO, jak mowia w Krakowie. Bobbie Brown mowi zeby podkreslac swoje atuty a wzrost jest atutem wlasnie.
Nie mam dzis "lekkiego piora" najwyrazniej.
Goscie zjezdzaja wielka horda .... materace i karimaty pojda w ruch i koce, kocyki i plastikowe widelce i miski plastikowe i wszystkie garnki.
Trzeba ludzi wykarmic, trzeba ludzi napoic i do snu gdzies ulozyc.
Ze swiata przybywaja. Z USA, Brazylii, Niemiec, Polski, Anglii, Rosji .... no i z Irla oczywiscie.
Tymczasem, sala jeszcze nie zalatwiona a do sluby jeno 5 tygodni. John nie ma jeszcze odzienia i zastanawia sie, czy kilt, czy frak, czy moze tylko garnitur. Ja w tym wzgledzie wszystko juz mam, nawet but na 15 cm obcasie, co uczyni mnie jedna z najwyzszych osob na weselu. I tak przez wieki bede ogladac swoje zdjecia ...... a ponizej w okolicach pasa i ramion glowki moich Gosci.
TRUDNO, jak mowia w Krakowie. Bobbie Brown mowi zeby podkreslac swoje atuty a wzrost jest atutem wlasnie.
Nie mam dzis "lekkiego piora" najwyrazniej.
niedziela, lipca 17, 2011
cena
Podobno za wszystko trzeba zplacic .... no chyba, ze sie to ukradnie. Oczywiscie to niemorlane, choc moralnosc tak bardzo sie zmienia. Kiedys niemoralne bylo pokazac cycki a teraz jest to bardzo porzadane. Zdrada zawsze byla niemoralna a jednak ludzie od prawiekow zdradzali sie z rozkosza i z poczuciem winy.
Kiedys emigracja bylaby tez niemoralna. A ten, kto wyjechal, mial obowiazek pisac dramatyczne listy, najlepiej genialna poezje, i tesknic w stylu .... " Ty bedziesz widzial moje biale kosci w straz nie oddane kolumnowym czolom, bo jestem jako czlowiek co zazdrosci grobow popiolom (....) Ze nie wiem gdzie sie w mogile poloze, smutno mi Boze".
czytalam ten wiersz pierwszy raz w Kuwejcie, przerabiajac Romantyzm. I rozumialam go doskonale. Bo naprawde tesknilam, wyrwana z mojego swiata.
Dzis sie juz za swoja ziemia raczej nie teskni. Bo internet, bo swiat sie skurczyl, bo czlowiek i tak zajety jest praca a pozniej zabawa. Pod warunkiem ze ma z kim sie zabawic i jak.
"Nigdy nie myslalam, ze skoncze jako samotna kobieta z rodzina. Bo umieram tu z samotnosci, sam maz i samo dziecko nie wystarczaja. Przyjaznie zbudowane w pracy okzaly sie za powierzchowne. Nikt nie wpada. Nikt nie odwiedza. Nie siega po telefon, zeby do kogos zadzwonic ale tez i nikt nie dzwoni do mnie ." Napisala mi dzis stara przyjaciolka S.
Od kilku lat siedzi w Londynie. Niedawno urodzila dziecko. Ma meza Wegra.
"Tesknie za starymi kumplami. Powiedzmy za czterema. Zeby z nimi wyjsc. Tutaj moje zycie to praca i dom. Nie mam zadnych znajomych, z ktorymi gdzies bym wychodzil. Ale w ogole ludzie tutaj sa duzo sympatyczniejsi. Usmiechaja sie .... Tacy kulturalniejsi sa. No i dziecko mi sie wychowuje nad morzem, codziennie w ogroduku. Ja wychowalem sie w blokowisku w P."
Ja wychowalam sie na starych Balutach. Na podworku byly kocie lby sprzed stu lat. Rosly drzewa. Samochodw na podworku bylo wtedy malo wiec nie trzeba bylo wycinac tych drzew, zeby bylo miejsce do parkowania.
Nie widywalam wielkich lasow, chyba ze wakacyjnie. Ludzie wcale nie byli zbyt kulturalni, bo przeklinali i potrafili trzepnac w leb za byle co. Ale tak zeby nie zabic a jedynie ustawic.
Mozna bylo robic w zasadzie wszystko, co sie chcialo a jedyna granica byla granica wyobrazni.
"Do Polski ja juz wracac nie chce. Tu jest spokojnie. I moge zobaczyc jeszcze tyle nowych miejsc. Kiedy caly swiat stoi otworem, to po co akurat cofac sie i wracac na stare smieci .... Na tych starych smieciach nic juz nie ma, procz tych ludzi, za ktorymi sie teskni ale to nie jest wystarczajaca motywacja by wrocic".
"Syn jezdzi swietnym samochodem, jest fryzjerem. Kiedy jeszcze mieszkalismy w kraju, to on byl bardzo blisko z nasza rodzina, z kuzynami. Teraz po 4 latach ich drogi sie rozeszly, bo naleza do 2 roznych swiatow i zastanawiam sie czasem, czy dobrze zrobilem przywozac go tutaj ...... Ma ciuchy , ma samochody, ma dziewczyne , ma pieniadze ..... ale .... samotny jest"
A wiec samotnosc jest ta cena, ktora placa emigranci. Za przyjemnych sasiadow, co mowia Haj, hal ar ju?-
Za mozliwosc korzystania z urokow zycia, wycieczek do Hiszpanii, zakupow w tesco, piwa w pubie i fish and czips.
Poznaja ludzi w pracy i w grupach dla matek z dziecmi. I staraja sie nawiazac kontakty i nawiazuja. Ale najczesciej dosc powierzchowne. Staraja sobie tymi kontaktami zapelnic te prawdziwe, te zapamietane. Substytuuja je. Ale im to nigdy nie wystarcza. Prawie nigdy.
Zastanawiam sie, co sie z tymi ludzmi dzieje, tak w procesie czasu? Najpierw chca za wszelka cene wrocic, bo poczucie osmatnienia i tesknoty jest nie do zniesienia. Pozniej, stopniowo przywiazuja sie do nowego miejsca a nowa kulture zaczynaja akceptowac. . Zaczynaja sie zmieniac. W glowie brakuje im juz czesto polkich slow. Takim madrzejszych slow. Madre polskie slowa zastepuja prostymi angielskimi albo innymi obcymi slowami. I gdyby nie bariera jezykowa, ktora towarzyszyc im bedzie przez cale, calusienkie zycie, to moze nawet calkowicie by sie dali wchlonac NOWEMU.
Ale ta bariera na zawsze sprawi ze beda obcy. Bo wystarczy ze otworza usta a kazdy w chwile odczyta INNY akcent. Z badan naukowych wynika, ze osoby slyszace inny akcent automatycznie staja sie mniej ufne. Przynajmniej tak jest w Euro Zachodnej. W Polsce, kiedy slyszymy obcy akcent, od razu sie otwieramy i robimy bardzo pomocni ( chyba, ze jest to akcent ze wschodu).
Zastanawiam sie, czy ta emigracja ostatnich lat na starosc zacznie jednak garnac do DOMU. Wtedy nie bedzie tam juz przyjaciol, bo przyjaciele powymieraja.
Pewnie zostana w nowym kraju ze wzgledu na dzieci. Ich kosci spoczna na irlandzkich , angielskich i szkockich cmentarzach ( czy ja musze zawsze pisac o smierci?).
Samotnosc i tesknota. Cena.
To beda tacy spokojni, dobrze zyjacy ludzie. Wszystko w ich zyciu na miejscu, poukladane. Tylko blasku brak. Brak zeby przyjaciela objac, zeby znow poczuc sie, jak dziecko .... Zeby sie zapomniec .... zeby tak calkowicie wyluzowac, jak to tylko z przyjacielem mozna. Brak ....
Wlasnie, obok samotnosci i tesknoty towarzyszacej emi (emigrantom) towarzyszy im tez BRAK.
Ten BRAK jest zly. Pozbawia radosci. Bliskosci.
Pozbawia takiej chwili: - siedzisz, winko , przyjaciel z dziecinstwa, a na starej plycie ulubiona muza z lat 80 i nagle patrzysz na ta druga osobe i zaczynasz sie oblednie smiac. I ta osoba tez zaczyna sie smiac. I mowi - "A pamietasz?!-"
Well, well, well ... time to get back to work. Because work & family is life.
It IS NOT
IT IS NOT
It isn't.
Kiedys emigracja bylaby tez niemoralna. A ten, kto wyjechal, mial obowiazek pisac dramatyczne listy, najlepiej genialna poezje, i tesknic w stylu .... " Ty bedziesz widzial moje biale kosci w straz nie oddane kolumnowym czolom, bo jestem jako czlowiek co zazdrosci grobow popiolom (....) Ze nie wiem gdzie sie w mogile poloze, smutno mi Boze".
czytalam ten wiersz pierwszy raz w Kuwejcie, przerabiajac Romantyzm. I rozumialam go doskonale. Bo naprawde tesknilam, wyrwana z mojego swiata.
Dzis sie juz za swoja ziemia raczej nie teskni. Bo internet, bo swiat sie skurczyl, bo czlowiek i tak zajety jest praca a pozniej zabawa. Pod warunkiem ze ma z kim sie zabawic i jak.
"Nigdy nie myslalam, ze skoncze jako samotna kobieta z rodzina. Bo umieram tu z samotnosci, sam maz i samo dziecko nie wystarczaja. Przyjaznie zbudowane w pracy okzaly sie za powierzchowne. Nikt nie wpada. Nikt nie odwiedza. Nie siega po telefon, zeby do kogos zadzwonic ale tez i nikt nie dzwoni do mnie ." Napisala mi dzis stara przyjaciolka S.
Od kilku lat siedzi w Londynie. Niedawno urodzila dziecko. Ma meza Wegra.
"Tesknie za starymi kumplami. Powiedzmy za czterema. Zeby z nimi wyjsc. Tutaj moje zycie to praca i dom. Nie mam zadnych znajomych, z ktorymi gdzies bym wychodzil. Ale w ogole ludzie tutaj sa duzo sympatyczniejsi. Usmiechaja sie .... Tacy kulturalniejsi sa. No i dziecko mi sie wychowuje nad morzem, codziennie w ogroduku. Ja wychowalem sie w blokowisku w P."
Ja wychowalam sie na starych Balutach. Na podworku byly kocie lby sprzed stu lat. Rosly drzewa. Samochodw na podworku bylo wtedy malo wiec nie trzeba bylo wycinac tych drzew, zeby bylo miejsce do parkowania.
Nie widywalam wielkich lasow, chyba ze wakacyjnie. Ludzie wcale nie byli zbyt kulturalni, bo przeklinali i potrafili trzepnac w leb za byle co. Ale tak zeby nie zabic a jedynie ustawic.
Mozna bylo robic w zasadzie wszystko, co sie chcialo a jedyna granica byla granica wyobrazni.
"Do Polski ja juz wracac nie chce. Tu jest spokojnie. I moge zobaczyc jeszcze tyle nowych miejsc. Kiedy caly swiat stoi otworem, to po co akurat cofac sie i wracac na stare smieci .... Na tych starych smieciach nic juz nie ma, procz tych ludzi, za ktorymi sie teskni ale to nie jest wystarczajaca motywacja by wrocic".
"Syn jezdzi swietnym samochodem, jest fryzjerem. Kiedy jeszcze mieszkalismy w kraju, to on byl bardzo blisko z nasza rodzina, z kuzynami. Teraz po 4 latach ich drogi sie rozeszly, bo naleza do 2 roznych swiatow i zastanawiam sie czasem, czy dobrze zrobilem przywozac go tutaj ...... Ma ciuchy , ma samochody, ma dziewczyne , ma pieniadze ..... ale .... samotny jest"
A wiec samotnosc jest ta cena, ktora placa emigranci. Za przyjemnych sasiadow, co mowia Haj, hal ar ju?-
Za mozliwosc korzystania z urokow zycia, wycieczek do Hiszpanii, zakupow w tesco, piwa w pubie i fish and czips.
Poznaja ludzi w pracy i w grupach dla matek z dziecmi. I staraja sie nawiazac kontakty i nawiazuja. Ale najczesciej dosc powierzchowne. Staraja sobie tymi kontaktami zapelnic te prawdziwe, te zapamietane. Substytuuja je. Ale im to nigdy nie wystarcza. Prawie nigdy.
Zastanawiam sie, co sie z tymi ludzmi dzieje, tak w procesie czasu? Najpierw chca za wszelka cene wrocic, bo poczucie osmatnienia i tesknoty jest nie do zniesienia. Pozniej, stopniowo przywiazuja sie do nowego miejsca a nowa kulture zaczynaja akceptowac. . Zaczynaja sie zmieniac. W glowie brakuje im juz czesto polkich slow. Takim madrzejszych slow. Madre polskie slowa zastepuja prostymi angielskimi albo innymi obcymi slowami. I gdyby nie bariera jezykowa, ktora towarzyszyc im bedzie przez cale, calusienkie zycie, to moze nawet calkowicie by sie dali wchlonac NOWEMU.
Ale ta bariera na zawsze sprawi ze beda obcy. Bo wystarczy ze otworza usta a kazdy w chwile odczyta INNY akcent. Z badan naukowych wynika, ze osoby slyszace inny akcent automatycznie staja sie mniej ufne. Przynajmniej tak jest w Euro Zachodnej. W Polsce, kiedy slyszymy obcy akcent, od razu sie otwieramy i robimy bardzo pomocni ( chyba, ze jest to akcent ze wschodu).
Zastanawiam sie, czy ta emigracja ostatnich lat na starosc zacznie jednak garnac do DOMU. Wtedy nie bedzie tam juz przyjaciol, bo przyjaciele powymieraja.
Pewnie zostana w nowym kraju ze wzgledu na dzieci. Ich kosci spoczna na irlandzkich , angielskich i szkockich cmentarzach ( czy ja musze zawsze pisac o smierci?).
Samotnosc i tesknota. Cena.
To beda tacy spokojni, dobrze zyjacy ludzie. Wszystko w ich zyciu na miejscu, poukladane. Tylko blasku brak. Brak zeby przyjaciela objac, zeby znow poczuc sie, jak dziecko .... Zeby sie zapomniec .... zeby tak calkowicie wyluzowac, jak to tylko z przyjacielem mozna. Brak ....
Wlasnie, obok samotnosci i tesknoty towarzyszacej emi (emigrantom) towarzyszy im tez BRAK.
Ten BRAK jest zly. Pozbawia radosci. Bliskosci.
Pozbawia takiej chwili: - siedzisz, winko , przyjaciel z dziecinstwa, a na starej plycie ulubiona muza z lat 80 i nagle patrzysz na ta druga osobe i zaczynasz sie oblednie smiac. I ta osoba tez zaczyna sie smiac. I mowi - "A pamietasz?!-"
Well, well, well ... time to get back to work. Because work & family is life.
It IS NOT
IT IS NOT
It isn't.
środa, czerwca 01, 2011
Roman
Kiedy mamy 20 lat ..... to o smierci slyszymy , ze jest ..... Jestesmy od niej oddaleni. Jesli juz ktos umiera, to czyjas babka najwyzej .... ale ta babka i tak wyglada jakby miala 100 lat. Pozniej z kazdym rokiem slyszymy o smierci wiecej i wiecej ..... I tak podworko na Zgierskiej pustoszeje ...... Babcie juz poodchodzily ..... teraz odchodza Mamy moich kolezankek, ich ojcowie ...... A nigdy nie wydawali sie az tak starzy, az tak archaiczni , az tak do umierania ......
Z kazdym rokiem koliska zycia wkraczamy na jego inna spirale. Zblizamy sie do centrum, w ktorym to my juz bedziemy pokoleniem do umierania. Ja moge sobie pomyslec - jeszcze nie moja kolej. Babcie odeszly ale nadal sa rodzice. W tej kolejce przede mna nadal stoja INNI.
Dzis dowiedzialam sie, ze umarl Roman P. Koles z podworka straszliwie zakochany w mojej Matce. Nasze wielkie z Gocha posmiewisko ale i czlowiek legenda. Roman P.
Mieszkal z matka i siostra na przeciwko naszych okien, w kamienicy na podworku, na 1 pietrze. Matka i siostra zawsze wysiadywaly godzinami w oknach i plotkowaly. Siostra Romana karmila psa kostkami cukru. Kiedys nawet ten ich pies wypadl przez okno ale nic mu sie nie stalo.
Pamietam to 2 pokojowe mieszkanie, w ktorym zyli. Wchodzilo sie do takiego mini przedpokoju , po prawej bylo okno, po lewej kuchnia ( odgrodzona od przedpokoju kawalkiem zaslony). Do dzis pamietam zapach tego mieszkania. Taki zatechly, slodkawy. I ze zawsze bylo tam cieplo, bo to bylo mieszkanie z oknami na sloneczna strone.
Tuz pod oknem byl zlew i ten zlew udawal lazienke dla mieszkancow. Z przedpokoju wchodzilo sie do pokoju, w ktorym na podlodze lezal dywan, a na scianie, po prawej stronie stal segment na wysoki polysk, ciemny , orzechowy. Chyba zamiast scianek z tylu byly tam lustra, zeby wyeksponowac krysztaly i bibeloty. I stala tam cukierniczka, a w niej cukier w kostkach .... dla mieszkancow, gosci i dla psa.
Z duzego pokoju przechodzilo sie do sypialni. Tam spal chyba Roman wlasnie i jego siostra Goska.
Nie pamietam. Od czasu mojej ostatniej wizyty minelo pewnie ze 20 lat. Trudno pamietac szczegoly mieszkania sasiada po 20 latach, prawda?
Pod oknem w duzym pokoju stal telewizor i wydaje mi sie, ze nie mieli sztucznych kwiatow ale paprotki prawdziwe. Moze sie jednak okazac, ze zmyslam,choc sadze, ze nie ma to juz wiekszego znaczenia, teraz.
Roman bywal elegancki. Byl wysoki i ponoc kiedys wystepowal nawet w specjalnej jednostce reprezentacyjnej WP. W Warszawie! Spodnie w kancik, zielony sweter, porzadne wlosy, zlamany nos, bo Roman P. boksowal w swoim czasie. Nie jakis to byl ulomek, sobie nie myslcie.
Jego siostra - najwieksza plotkara na Balutach zawsze byla zwalista i wygladala na 30 lat starsza niz aktualnie byla. Matki prawie nie pamietam. Mala, zasuszona, siwa. Chyba miala loki.
Roman z nikim sie nie spotykal. Czasem moze z kumplami poszedl na bibke i tyle. Ale kobity zadnej nie mial. Zaczeto nawet szeptac, z czego z Gocha zrobilysmy prawdziwa sensacje, ze Roman sypia ze swoja siostra.
W mojej matce kochal sie od lat. Czesto przychodzil do nas i wysiadywal. Ale byl nieszkodliwy i bardzo pomocny i nawet czasem przyniosl mi plastikowe opakowanie po czyms zagranicznym, zebym mogla przechowywac tam swoje skarby. Chyba mam jeszcze jedno z tych opakowan ... Trzymalam w nim naszyjniki z muszli, ktore sama robilam. Teraz pewnie to juz sa jakies pokruszone resztki .....
Jak wyjechalysmy z mama na Litwe ( w tamtych czasach wyjazdy zagraniczne dla niezamoznych osob, jak my, to byla prawdziwa przygoda i rarytas) to Roman odebral nas z dworca. Przywiozlysmy sobie bowiem piekny, nowy czarno bialy telewizor, koce, garnki ..... i duzo duzo innych rzeczy.
Roman pieknie ubrany siedzial z nami w pociagu. Dumny. Wygladalismy pewnie wtedy, jak rodzina. Mama, tata i coreczka. Coreczka bylam podowczas ja. I pamietam, ze strasznie sie wstydzilam, jak on gadal , bo to byl taki prosty chlop. Prosty ale dobry. Tylko, ze wtedy mnie akurat porazala tylko owa prostota. Mialam 12 lat. Chwile pozniej zaczelam wygladac na 18. Kolesie zaczeli mnie podrywac a ja bylam na etapie lalek, nadal i dlugo jeszcze potem. Zreszta umilowanie do lal nadal mi zostalo.
Pozniej Roman przestal do nas przychodzic. Na parterze pod nim mieszkala bardzo ladna Ruda dziewczyna z Ruda corka Asia i juz bez meza, ktory podcial sobie zyly. Pamietam bo niezle to bylo widowisko , jak trupa wynosili. Zreszta, jak na Zgierskiej ktos sie wieszal albo gazowal abo podcinal, to widowisko bylo zawsze. I Roman, ktory cale zycie byl sam i okrzyknieto go juz starym kawalerem, zadal sie z ta ladna ruda wdowa i nawet udalo mu sie jeszcze zrobic jej dziecko. I mysle, ze to byl kawal dobrej roboty. Roman i Ruda wyprowadzili sie ze Zgierskiej.
Ostatni raz widzialam Romana rok temu, przypadkowo na lotnisku w sierpniu , kiedy wracalam do Irla. A moze to byl wrzesien? Wygladal nadal ok. Zobaczyl nas, mnie w zasadzie nie zauwazyl, moze nie poznal .... Powiedzial do mojej matki, ze - Na kobite swoja czeka ! - takim typowo romanowym glosem, z ktorego zawsze chichotalysmy z Gocha. takim bardzo powaznym, meskim ... i takim prostym. Na kobite swoja czekam. Kwintesencja Romana.
Umarl w lutym. Czwartego chyba. Slub z Ruda wzieli w styczniu. Rak pluc. Fakt , Roman zawsze palil ..... W tym ich mieszkaniu oprocz wszystkich zapachow i zaduchow ..... zawsze pachnialo/smierdzialo fajami. Ale w tamtych czasach prawie wszyscy palili w domu. Tak to bylo.
O smierci Romana dowiedzialm sie dzis. od mamy, na gadu gadu.
Nawet lze w ogrodku uronilam. Nie nad Romanem nawet ale ... nad tym .... ze wszyscy stoimy w kolejce, blizej lub dalej. W kolejce na smierc.
I tyle ....
piątek, maja 06, 2011
czwartek, maja 05, 2011
Star Dust ?
Latwo jest odwiedzic Paryz.
Trudno jest Paryz opuscic.
Mnie opuszczac miejsca jest coraz trudniej, bo mi sie zawsze zdaje, ze juz nie zdaze tam wrocic albo , ze nawet jesli wroce to juz nie w takim samym skladzie.
Ze jesli wyjade, to juz nigdy nie zastane, tego co wlasnie zostawiam. Tylko INNE.
Jestem w Paryzu zakochana.
I nie myslalam ani przez chwile, ze tak bedzie. Ze waskie windy, ze krzeslo przy krzesle w knajpie ...... tak mnie zachywca, bo ze Notre Dame ..... tego moglam sie spodziewac. Wierzylabym w Boga ...... gdybym mogla modlic sie w takiej katedrze. A moze samo to, ze powstala jest dowodem na jego istnienie.
Mysle o Baudelaire i Rimbaud'zie i Oskar'ze Wilde i o laureacie literackiego Nobla z zeszlego roku panu Vargasie. On tak zachwycal sie Paryzem. Mowil - nic mi do szczescia juz potrzebne nie jest, skoro mieszkam w Prayzu. Paryz.
O Paryskim Spleenie.
Jim Morrison. Odwiedzilam go. Pokazalam mu Ade. Bylo troche ludzi. Ale i tak czulam sie specjalnym odwiedzajacym. Przykucnelam pod murkiem i wypalilam fajke.,
Smakowala cudnie. Obok John, gladzil mnie po glowie. Ludzie przychodzili i odchodzili a ja mialam to w dupie.
Odwiedzalam w koncu Jima, prawda?
I pozniej jeszcze odwiedzalam Oscara Wilde.
Jego jasny grobowiec w egipskim stylu, pokryty szminkowymi zapiskami. Umarl w 1900 roku i nadal jego mysl jest ZYWA. Jego paradoksy szminkowane na grobie. Z tylu metalowe drzwi. Drzwi, za ktorymi On.
Tyle jest piekna, w ktorym mozna uczestniczyc. W ktorym TRZEBA uczestniczyc. Na tym chyba wlasnie polega roznica. Zeby zamiast barbarzynstwa wybierac sztuke, jednak. Po Paryzu, po Francji wszystko wydaje mi sie barbarzynstwem.
Tam jest w powietrzu subtelnosc i zepsucie ...... a taka maieszanka zawsze jest cudnownie ciekawa, bo przypomina Markiza de Sade. Markiz de Sade przypomina mi tymczasem moje filozoficzne i jakze sadyczne studia. I piewrsza do Francji wyprawe. Na pachnace Poludnie. Na najbardziej niezwykle Francji Poludnie.
Zamiast pisac wolalabym teraz pic wino .... wiec ide napic sie wina.
Ide pic.
Trzeba cos w zyciu robic.
Droga i picie i bycie rodzinnym, to calkiem dobra opcja.
Kiedy czytalam o Morrsonie, p o l e c i l mi kilka ksiazek - jedna z nich byly Drzi Percepcji .... Podroz do kresu nocy .... i Blake. Tym razem sluchalam sobie, kucajac przy jego grobie ..... piosenki pt. Woodstock.
Jestesmy tylko gwiezdnym pylem.
Wiec jesli jestesmy tylko gwiezdnym pylem, to moze lepiej cos robic niz nic nie robic, hm ?
Moze lepiej siedziec w Paryzu niz na fejsbuku.
Moze lepiej chwile pobyc. Poczuc.
Poczuc chocby czyjes oczy na sobie, kiedy przemierzasz Paryz .... kiedy krazysz po nim godzinami, kiedy olsniewa cie architektura i odrzuca zapach moczu pod mostem.
Ide pic. Tak bedzie lepiej. Na pisanie przyjdzie jeszcze czas ... jesli ma przyjsc.
Gdyby tylko moje mysli mogly byc tak ciasne, jak paryska winda.
Napisalam dzis do Marcina kilka slow, ktore moga wydac sie wulgarne. Moim zdaniem sa ....
po prostu moje:
"I tam w Paryzu , jak oni potrafia na kobiete patrzec !
Trudno jest Paryz opuscic.
Mnie opuszczac miejsca jest coraz trudniej, bo mi sie zawsze zdaje, ze juz nie zdaze tam wrocic albo , ze nawet jesli wroce to juz nie w takim samym skladzie.
Ze jesli wyjade, to juz nigdy nie zastane, tego co wlasnie zostawiam. Tylko INNE.
Jestem w Paryzu zakochana.
I nie myslalam ani przez chwile, ze tak bedzie. Ze waskie windy, ze krzeslo przy krzesle w knajpie ...... tak mnie zachywca, bo ze Notre Dame ..... tego moglam sie spodziewac. Wierzylabym w Boga ...... gdybym mogla modlic sie w takiej katedrze. A moze samo to, ze powstala jest dowodem na jego istnienie.
Mysle o Baudelaire i Rimbaud'zie i Oskar'ze Wilde i o laureacie literackiego Nobla z zeszlego roku panu Vargasie. On tak zachwycal sie Paryzem. Mowil - nic mi do szczescia juz potrzebne nie jest, skoro mieszkam w Prayzu. Paryz.
O Paryskim Spleenie.
Jim Morrison. Odwiedzilam go. Pokazalam mu Ade. Bylo troche ludzi. Ale i tak czulam sie specjalnym odwiedzajacym. Przykucnelam pod murkiem i wypalilam fajke.,
Smakowala cudnie. Obok John, gladzil mnie po glowie. Ludzie przychodzili i odchodzili a ja mialam to w dupie.
Odwiedzalam w koncu Jima, prawda?
I pozniej jeszcze odwiedzalam Oscara Wilde.
Jego jasny grobowiec w egipskim stylu, pokryty szminkowymi zapiskami. Umarl w 1900 roku i nadal jego mysl jest ZYWA. Jego paradoksy szminkowane na grobie. Z tylu metalowe drzwi. Drzwi, za ktorymi On.
Tyle jest piekna, w ktorym mozna uczestniczyc. W ktorym TRZEBA uczestniczyc. Na tym chyba wlasnie polega roznica. Zeby zamiast barbarzynstwa wybierac sztuke, jednak. Po Paryzu, po Francji wszystko wydaje mi sie barbarzynstwem.
Tam jest w powietrzu subtelnosc i zepsucie ...... a taka maieszanka zawsze jest cudnownie ciekawa, bo przypomina Markiza de Sade. Markiz de Sade przypomina mi tymczasem moje filozoficzne i jakze sadyczne studia. I piewrsza do Francji wyprawe. Na pachnace Poludnie. Na najbardziej niezwykle Francji Poludnie.
Zamiast pisac wolalabym teraz pic wino .... wiec ide napic sie wina.
Ide pic.
Trzeba cos w zyciu robic.
Droga i picie i bycie rodzinnym, to calkiem dobra opcja.
Kiedy czytalam o Morrsonie, p o l e c i l mi kilka ksiazek - jedna z nich byly Drzi Percepcji .... Podroz do kresu nocy .... i Blake. Tym razem sluchalam sobie, kucajac przy jego grobie ..... piosenki pt. Woodstock.
Jestesmy tylko gwiezdnym pylem.
Wiec jesli jestesmy tylko gwiezdnym pylem, to moze lepiej cos robic niz nic nie robic, hm ?
Moze lepiej siedziec w Paryzu niz na fejsbuku.
Moze lepiej chwile pobyc. Poczuc.
Poczuc chocby czyjes oczy na sobie, kiedy przemierzasz Paryz .... kiedy krazysz po nim godzinami, kiedy olsniewa cie architektura i odrzuca zapach moczu pod mostem.
Ide pic. Tak bedzie lepiej. Na pisanie przyjdzie jeszcze czas ... jesli ma przyjsc.
Gdyby tylko moje mysli mogly byc tak ciasne, jak paryska winda.
Napisalam dzis do Marcina kilka slow, ktore moga wydac sie wulgarne. Moim zdaniem sa ....
po prostu moje:
"I tam w Paryzu , jak oni potrafia na kobiete patrzec !
Czujesz sie, jak wspaniala, na maksa pozadana kurwa-
Nadal jestem oszolomiona".
*Ogromne podziekowania dla Mojej paryzaneczki Ani .... bo gdyby nie Jej szlachetnosc i zaproszenie. To cale CUDO odwiedzin nie mialoby miejsca. I dla Johna , bo zechcial mnie do Paryza zabrac. I Bogom ,ze wdziecznie waza moje losy ! I dla Ady i Mamy, ze mi towarzyszyly!
*Ogromne podziekowania dla Mojej paryzaneczki Ani .... bo gdyby nie Jej szlachetnosc i zaproszenie. To cale CUDO odwiedzin nie mialoby miejsca. I dla Johna , bo zechcial mnie do Paryza zabrac. I Bogom ,ze wdziecznie waza moje losy ! I dla Ady i Mamy, ze mi towarzyszyly!
poniedziałek, kwietnia 04, 2011
poniedziałek, marca 14, 2011
Drzwi do nieba i Non Omnis Moriar
Drzwi do nieba i muzyka, ktorej mozna sluchac w nieskonczonosc! Kiedy .... kiedy ostatnio tak sie czulam ? Daaaaaawno temu, za dawno - mysle.
Dzis kupilam pierwsza plyte od lat ......... Pospiesznie ... radosnie ..... ze swiadomoscia, ze ta wlasnie muzyka bedzie mnie transponowac tam, gdzie lubie byc najbardziej. Na antypodach mojego umyslu ... W swiecie, ktory jest najbardziej specjalny ..... niezwykly .... mroczny i bajeczny, straszny i ....... piekny ..... Piekny. Czuje sie zakochana. Zakochana w SWIECIE, w ZYCIU. Po raz pierwszy naprawde rozumiem Life oh life. Po raz pierwszy zaczynam rozumiec siebie i swoja kobiecosc i swoja sile. Bogowie! Moze powstrzymajcie mnie, zanim spale sie ta nowoodkryta sila. A WIELKA JEST, wielka jest, wielka jest. Blyszczaca ...... niszczaca ale raczej po raz pierwszy, budujaca. Taka swiadomosc, ze zadnej sekundy zmarnowac nie mozna. Ze nie ma wiekszej zbrodni nad marnowanie sekund ...................
I nie chodzi tylko o muzyke , ktora kupilam .......... Chodzi o to, ze znow , znow znow po 2 latach jestem w DRODZE i ta droga mnie porywa, ta droga mnie uskrzydla ... ta droga ........... Najdrozsza .......
Wloczega po ulicach Limerick .....
Swiatlo sie konczy ........ zaczyna sie czas zanikajkacej czerwieni ................. ktora zniknie w szarosci, pozniej w czerni rozjasnionej lampa. TAK! TAK!
Mosty ..... rzeka ..... ZAMEK .... Katedra .......... cmentarz ..... kocie lby, ale takie malenkie ........ i ja ..... ide przed siebie, zachlystujac sie tym wszystkim .........
Znalazlam ulubione miejsce ..... jest sredniowieczne ...... Chodzilabym tam z ksiazka i fajka .............i z kartka papieru, zeby tam pisac. W zaglebieniu Kadetdy najswietszej Marii .... w Limerick jest takie miejsce, gdzie po prostu chce sie zostac. Na zawsze. Tuz u wejscia do kosciola .... na schodach ...........
Cmentarz obok, celtyckie krzyze ........ SPOKOJ. "CONFIDO" - napis nad jednym z grobowcow.
Bo smierc to tajemnica.
Smierc to moja wielka fascynacja. Nie, nie tylko moja ....
CONFIDO. Bez tej Tajemnicy nie ma doceniania chwil.
Podobno narodziny sa takim wielkim przejsciem, smierc tez. Przychodzic z nieznanego i w nieznane wracac .... Ale ja nie chce, nie chce o smierci .... ale trudno, tak gleboko dotknac Sredniowiecza i nie czuc smierci, nie czcic jej piekna, majestatu i jej boskosci, magii.
Schody sredniowiecznej katedry to moje nowe miejsce wymarzone.
CONFIDO.
Tak .......
Poslizgnelam sie schodzac nad rzeke Shannon ....... prawie do niej wpadlam ...... a wszystko dla 2 zdjec. Warto bylo. Warto bylo zobaczyc Bunratty ........ Dotknac, powachac, wspiac sie na gore, zachwycic komnatami. To tam zyli sredniwieczni rycerze ...... "If this was only for Ireland" powiedzial wielki obronca Limerick i Irlandii, Patrick Sarsfield ..... umierajac na obcej ziemi.
On nie byl sredniowiecznym rycerzem ale rycerzem byl na pewno.
Rycerskosc.
Surowosc.
Prawda.
To wszystko jest takie niezwykle, ze w obliczu cnot tak wielkich, czuje sie jak dziecko ...... zachwycone kolorowym kwiatem. Wszystko jest tecza, zachwytem.
Jestem zachwycona swiatem.
Kamienie .... sa szare ... szarosc moze byc piekna, kamienie sa rozgrzane sloncem.
Ktos powiedzial mi, ze jestem piekna .....
Nie wszystek umre ....
To napis z grobu mojej Babci.
Sredniowieczny.
Zasypiajac w Limerick .... wtulilam sie w Ade ..... Patrzylysmy sobie w oczy, powiedzialam jej :
-Wiesz cudownie byc w drodze ..... ale jeszcze cudowniej jest byc w drodze z Toba Moja Malenka-
To jest dopiero poczatek naszej wspolnej drogi.
Jesli Bogowie pozwola ......
sobota, lutego 19, 2011
piątek, lutego 18, 2011
Najbardziej niezwykly dzien ........
Ile moze wydarzyc sie jednego dnia ......
Obudzilam sie w Londynie i to byly moje urodziny. URODZINY W LONDYNIE. Miescie krolow, scietych glow, Oscara Wilde. W miescie milosci, zdrady.W takim wielkim, prawdziwym, tetniacym zyciem miescie ..... Tuz nad glowa samoloty i budynki i RUCH. Wszedzie ruch. I sie dzieje i jest ZACHWYT I TRZASK .... i wszystkie te najlepsze i pewnie najgorsze rzczy w jednym.
Wiec obudzilam sie w Londynie ........zeszlam na dol ......... zrobilam sobie kawe ......... dostalam URODZINOWY TORT z ogromna iloscia swieczek, symbolizujaca lata. W wiekszosci bardzo dobre lata, mojego bardzo dobrego ( Bogom Dzieki) zycia. Mojego zycia.
I pomyslalam, zdmuchujac swieczki - dwa zyczenia - rownie wazne: chcialabym juz w kazde urodziny budzic sie w roznych stolicach swiata ( co oznaczalo, ze sama sobie zyczylam drogi ) i zeby ..... (tego nie bylam pewna) John poprosil mnie o reke ............
Popoludniem w swoje urodziny - z Johnem, Ada i Marcinem - pojechalismy do Hamptons Court ..... siedziby Henryka VIII i jego zon ....... Hamptons, to jedno z najpiekniejszych miejsc , jakie widzialam.Dostojnych, bogatych i miejscami surowych ..... Korytarze, jak w Tyncu ....... Duzo korytarzy i ogrom historii malych i wielkich. I nagle w ogrodach Hamptons, ktore sa jednymi z najpiekniejszych na swiecie ........... moja mala historia - historyjka wpisala sie w to wyjatkowe miejsce.
-Wyjdziesz za mnie ? Juz od tak dawna jestesmy ze soba ...... Tak bardzo Cie kocham ......... chce zebys czula sie bezpieczna ........................... Mamy wspaniala corke ....... Chce spedzic z Toba reszte mojego zycia ............. -
Odpowiedziec na oswiadczyny jest tak bardzo ciezko, ze zakrecilo mi sie w glowie ......... JEZU!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! AAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!
Kolatalo mi serce i zalal mnie pot i moglabym upasc, gdybym nie siedziala akurat na sredniowiecznym murku.
-Mozesz sie zastanowic ...... No i co powiesz ? -
-Tak, wyjde za Ciebie ..... -
Obudzic sie w LOndynie, pojechac w miejsce Krolow, byc poproszona o reke i to wszystko w urodziny .........
A przeciez jestem przyzwyczajona do takiego spokoju i przewidywalnosci .....
Bogowie. Mocny dzien. Przerazil mnie i porazil .... i zachwycil. Doswiadczylam ekstremum .
Moze dla innej kobiety to byloby doswiadczenie zupelnie inne. Ale oswiadczyny zaskoczyly mnie, diamentowy pierscionek , ktory nalezal do babci Johna - zachwycil mnie ..... Prespektywa bycia zona .... przerazila mnie , porazila mnie, ucieszyla mnie, podniecila mnie ..... sprawila, ze chcialam zemdlec ..... odleciec ...... uciec .......
To byl mocny dzien. Przepiekny dzien z ludzmi, ktorych kocham. W miejscu, ktore tak bardzo chcialam odwiedzic.
Powinnam o tym pewnie napisac zupelnie inaczej, powinnam o tym napisac lepiej ale lepiej sie nie da .... bo ja dzis ..... nie marwtie sie lepiej czy gorzej, ja dzis wiem, ze cokolwiek robie to to jest perfekcyjne wlasnie. I kimkolwiek nie jestem - to jestem doskonaloscia.
Mialam wystarczajaco duza czasu by to zrozumiec. 35 lat .... by zrozumiec, ze to kim jestem to jest TO wlasnie.
Moja historia ju zna zawsze wpisana w historie Hamptons ..... I nie beda o tym pisac w historycznych ksiazkach ..... ale .... my , ktory w tym uczestniczylismy bedziemy o tym pamietac .... i opowiadac .....
Poczulam dzis w Hamptons najwyzsze emocje. Jak kobiety, ktore zyly tam kiedys .... i doswiadczaly wielkich emocji . Zjednoczylam sie z nimi w jakims dziwnym sensie. Hamptons juz nigdy nie bedzie dla mnie tylko miejscem. Pieknym miejscem. Bedzie miejscem niezwyklym. Bedzie moja wlasna HISTORIA.
Dziekuje za ten dzien, Bogowie .....
Wracam do whisky , Johna i Marcina. I do spiacej na gorze Ady, ktora zachwycil palac i ktora nic z tego dnia nie bedzie pamietac.
kobieta zareczona ;)
Obudzilam sie w Londynie i to byly moje urodziny. URODZINY W LONDYNIE. Miescie krolow, scietych glow, Oscara Wilde. W miescie milosci, zdrady.W takim wielkim, prawdziwym, tetniacym zyciem miescie ..... Tuz nad glowa samoloty i budynki i RUCH. Wszedzie ruch. I sie dzieje i jest ZACHWYT I TRZASK .... i wszystkie te najlepsze i pewnie najgorsze rzczy w jednym.
Wiec obudzilam sie w Londynie ........zeszlam na dol ......... zrobilam sobie kawe ......... dostalam URODZINOWY TORT z ogromna iloscia swieczek, symbolizujaca lata. W wiekszosci bardzo dobre lata, mojego bardzo dobrego ( Bogom Dzieki) zycia. Mojego zycia.
I pomyslalam, zdmuchujac swieczki - dwa zyczenia - rownie wazne: chcialabym juz w kazde urodziny budzic sie w roznych stolicach swiata ( co oznaczalo, ze sama sobie zyczylam drogi ) i zeby ..... (tego nie bylam pewna) John poprosil mnie o reke ............
Popoludniem w swoje urodziny - z Johnem, Ada i Marcinem - pojechalismy do Hamptons Court ..... siedziby Henryka VIII i jego zon ....... Hamptons, to jedno z najpiekniejszych miejsc , jakie widzialam.Dostojnych, bogatych i miejscami surowych ..... Korytarze, jak w Tyncu ....... Duzo korytarzy i ogrom historii malych i wielkich. I nagle w ogrodach Hamptons, ktore sa jednymi z najpiekniejszych na swiecie ........... moja mala historia - historyjka wpisala sie w to wyjatkowe miejsce.
-Wyjdziesz za mnie ? Juz od tak dawna jestesmy ze soba ...... Tak bardzo Cie kocham ......... chce zebys czula sie bezpieczna ........................... Mamy wspaniala corke ....... Chce spedzic z Toba reszte mojego zycia ............. -
Odpowiedziec na oswiadczyny jest tak bardzo ciezko, ze zakrecilo mi sie w glowie ......... JEZU!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! AAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!
Kolatalo mi serce i zalal mnie pot i moglabym upasc, gdybym nie siedziala akurat na sredniowiecznym murku.
-Mozesz sie zastanowic ...... No i co powiesz ? -
-Tak, wyjde za Ciebie ..... -
Obudzic sie w LOndynie, pojechac w miejsce Krolow, byc poproszona o reke i to wszystko w urodziny .........
A przeciez jestem przyzwyczajona do takiego spokoju i przewidywalnosci .....
Bogowie. Mocny dzien. Przerazil mnie i porazil .... i zachwycil. Doswiadczylam ekstremum .
Moze dla innej kobiety to byloby doswiadczenie zupelnie inne. Ale oswiadczyny zaskoczyly mnie, diamentowy pierscionek , ktory nalezal do babci Johna - zachwycil mnie ..... Prespektywa bycia zona .... przerazila mnie , porazila mnie, ucieszyla mnie, podniecila mnie ..... sprawila, ze chcialam zemdlec ..... odleciec ...... uciec .......
To byl mocny dzien. Przepiekny dzien z ludzmi, ktorych kocham. W miejscu, ktore tak bardzo chcialam odwiedzic.
Powinnam o tym pewnie napisac zupelnie inaczej, powinnam o tym napisac lepiej ale lepiej sie nie da .... bo ja dzis ..... nie marwtie sie lepiej czy gorzej, ja dzis wiem, ze cokolwiek robie to to jest perfekcyjne wlasnie. I kimkolwiek nie jestem - to jestem doskonaloscia.
Mialam wystarczajaco duza czasu by to zrozumiec. 35 lat .... by zrozumiec, ze to kim jestem to jest TO wlasnie.
Moja historia ju zna zawsze wpisana w historie Hamptons ..... I nie beda o tym pisac w historycznych ksiazkach ..... ale .... my , ktory w tym uczestniczylismy bedziemy o tym pamietac .... i opowiadac .....
Poczulam dzis w Hamptons najwyzsze emocje. Jak kobiety, ktore zyly tam kiedys .... i doswiadczaly wielkich emocji . Zjednoczylam sie z nimi w jakims dziwnym sensie. Hamptons juz nigdy nie bedzie dla mnie tylko miejscem. Pieknym miejscem. Bedzie miejscem niezwyklym. Bedzie moja wlasna HISTORIA.
Dziekuje za ten dzien, Bogowie .....
Wracam do whisky , Johna i Marcina. I do spiacej na gorze Ady, ktora zachwycil palac i ktora nic z tego dnia nie bedzie pamietac.
kobieta zareczona ;)
poniedziałek, lutego 07, 2011
princess Ada & Grandma :)
Boat House to najprzyjemniej ulokowana kawairnia w Bray .... niestety nie maja zbyt dobrej kawy. Jakkolwiek kawowanie tam z Ada i Kathleen to duza przyjemnosc, szczegolnie w tak silnym, oslepiajacym i opalajacym sloncu!
Ada nie chciala mojej pomocy i mojej reki .... chciala reke Babci Kathleen
(Ada did not want my help , she wanted Grandma helping hand )
(Ada did not want my help , she wanted Grandma helping hand )
Subskrybuj:
Posty (Atom)