Nie kontaktowałam się z Nią od wielu miesięcy.
Los zetknął nas ze sobą, zaraz po tym, jak wróciłam z Irlandii do Polski.
Byłyśmy sąsiadkami i dobrymi koleżankami.
Leo, starsza ode mnie o czterdzieści lat, piękna blondynka na rowerze.
Nauczyła mnie: robić zasmażkę do zupy ( na patelnię sypiesz mąkę, dodajesz masło, mieszasz, zalewasz kilkoma łyżkami zupy, a później wszystko wrzucasz do gara i jest miód malina).
Dużo podróżowała, mieszkała latami na bliskim wschodzie, bo jej mąż był dyplomatą.
Opowiadała mi swoje sekrety, a ja jej swoje. Uwielbiała Adę i Wspaniałe Stulecie, tak jak ja.
Pamiętam, jak zeszłam do pokoju i przed telewizorem, na ławie stały miseczkiz truskawkami ze śmietaną i cukrem - takie cudo dla nas.
Leo robiła serniki, za trudne dla mnie i ogóreczki krokodylki. Do dziś mam przepis.
Rozmawiałyśmy o tym, jak to jest tracić. O umieraniu, bo ona jest już stara i wiecej umierania doświadczyła.
Jak się rozwodziła, to ją do tego namawiałam, jak sprzedawała dom, dała mi arabskie pufy ze skóry, cudowną algierską tacę i swój łańcuch na choinkę.
Wiedziałam, że u mnie te rzeczy się nie zmarnują.
Sprzedała dom i wprowadziła się do mieszkanka, blisko mnie, ale nigdy jej nie odwiedziłam, choć zawsze mnie zapraszała.
Dziś postanowiłam od niej zadzwonić i zadzwoniłam i usłyszałam jej głos.
Miałam przeczucie, że dzieje się u Niej coś złego.
Głos Leo brzmiał bardzo słabo, zupełnie inaczej niż zwykle.
Leo zwykle jest pełna życia i energii.
Trzy dni temu przeszła ciężką operację.
Jest chora.
Jeszcze nim do niej zadzwoniłam napisałam kilka słów, sama do siebie:
"Życie jest krotkie, a pozostanie po nas tylko Dobro, które uczyniliśmy.
Dlatego pochylajmy się z troską nad Bracmi, Siostrami,Zwierzętami, Drzewami i Rzekami".
Zdrowiej Leo. Jesteś taka dobra, jasna i wesoła. Jesteś takim fajnym człowiekiem.