wtorek, lutego 05, 2019

Suspiria ( reż. Luki Guadagnino)- Matka Westchnień

Westchnienie .... 

Są trzy matki.
Trzy matki noszące łacińskie imiona: Mater Tenebrarum (Matka Ciemności),  Lachrymarum (Łez) i Suspiriorum ( Matka Westchnień). 

W filmie przedstawiona jest specyficzna mitologia ( to remake kultowego horroru Dario Argento z 1977). Każda z Matek jest potężną wiedźmą, odpowiedzialną za zupęłnie inne rzeczy. 

Każda z aktorek ma w sobie coś przerażającego ; Angela Winkler (Panna Tanner) w swojej czarnej grzywce  i z zatrważającym uśmiechem, Tilda Swinton (Madame Blanc), której twarz potrafi zabić ( strach i rozkosz mieszają sie tutaj) i na końcu zupełnie genialna w roli młodej adeptki tańca Dakota Johnson ( Susie Bannion). 
Jest taka scena,  kiedy Tilda i Dakota siedzą na przeciwko siebie, przy stole, nic nie mówią i tylko na siebie patrzą ... i jest w tym czysta czarna magia. 

Upraszczając, do Berlina lat 70 tych przybywa młoda tancerka z Ohio, wychowana tradycyjnie, ubrana pod szyję, z długimi rudymi włosami.  Kiedy tańczy po raz pierwszy bez muzyki, by się zaprezentowac i zdać egzamin do akademii tańca, słychać tylko uderzenia - jej stóp o podłogę i oddech. Te odgłosy stanowią podkład muzyczny do tego dziwnego występu. 

-Jak się czułaś tańcząc? - pyta ją później Tilda - nauczycielka i właścicielka szkoły
-Jakbym się z kimś pieprzyła - odpowiada chodzaca ruda niewinność. 

Chwilę przed przyjazdem Rudej, do doktora Klemperera ( starego psychiatry), przychodzi mocno zaburzona i cierpiąca na urojenia uczennica szkoły tańca, Patricia. Mówi o swoich nauczycielkach, że to "Czarownice, które zabrały jej oczy". 
Zachowuje się, jak głowna bohaterka "Wstrętu" Polańskiego. Jest nieprzytomnie szalona. I przerażona. 

Potem znika. Lekarz zaczyna jej szukać. Mówi kilka mądrych zdań o religii, jako rodzaju  zbiorowego urojenia. Mówi, że faszyzm też był urojeniem, które udzieliło się wielu. 
Powolutku sam zaczyna brać udział w urojeniu, czy też prawdzie tego, co dzieje się w przedziwnych lustrzanych salach szkoły tańca i jej podziemiach.

Niewinny taniec rudej bohaterki doprowadza inną tancerkę do potwornej, bolesnej śmierci. W zasadzie trudno na te sceny patrzeć. 

Film jest zrealizowany tak, że nie ma w nim tandety, rażacej w oczy krwi i typowo horrorycznych zagrywek. Jest mroczny, powolny, mglisty, ciężki. Jest nierealny i realny równocześnie. Jak stary kult, jak sataniczny obrząd z Biblii La Veya. 

Jest w tym filmie coś pierwotnego, budzącego w widzu grozę. Plemienny taniec prawie nagich kobiet, …. zachwyca i przeraża jednocześnie. I jest niepokojący. Martwe oczy Sary, jej połamana noga. Ten film wzbudza dreszcz.

W jednej z ostatnich scen, większość wiedźm ginie, Ruda przyjmuje w siebie Matkę Westchnień, jest na to gotowa. Jako Matka Westchnień staje się wrażliwa. Oferuje Śmierć, ale jako ukojenie. 

Starszemu doktorowi psychoatrii odbiera bolesną pamięć o zaginionej w czasie wojny żonie, mówiąc mu jednak o tym, jak umarła w obozie z zimna, że się nie bała i że w momencie ostatniego tchnienia myślała tylko o nim.
Ten moment mnie osobiście wzruszył. 

Matka Westchnień jest siłą, której już nic nie zatrzyma. Jest dobrem i złem, które się miesza.
Jest jakąś tam kultyczną sprawiedliwością.
To film, który oglądasz ze strachem, z wiarą w magię i moce, o których myślałaś w dzieciństwie. Możesz odkryć w sobie samej czarownicę, albo uznać to za swoistą dziecinadę. Wybór jest zawsze Twój.

*Dla mnie kino kobiece ;)

Brak komentarzy: