Westchnienie
....
Są
trzy matki.
Trzy matki
noszące łacińskie imiona: Mater Tenebrarum
(Matka Ciemności), Lachrymarum (Łez) i Suspiriorum ( Matka Westchnień).
W filmie
przedstawiona jest specyficzna mitologia ( to remake kultowego horroru Dario Argento z 1977). Każda z Matek jest potężną wiedźmą,
odpowiedzialną za zupęłnie inne rzeczy.
Każda z
aktorek ma w sobie coś przerażającego ; Angela Winkler (Panna Tanner) w swojej czarnej
grzywce i z zatrważającym uśmiechem, Tilda Swinton (Madame Blanc), której twarz potrafi
zabić ( strach i rozkosz mieszają sie tutaj) i na końcu zupełnie genialna w
roli młodej adeptki tańca Dakota Johnson ( Susie Bannion).
Jest taka
scena, kiedy Tilda i Dakota siedzą na przeciwko siebie, przy stole, nic nie
mówią i tylko na siebie patrzą ... i jest w tym czysta czarna magia.
Upraszczając,
do Berlina lat 70 tych przybywa młoda tancerka z Ohio, wychowana tradycyjnie,
ubrana pod szyję, z długimi rudymi włosami. Kiedy tańczy po raz pierwszy
bez muzyki, by się zaprezentowac i zdać egzamin do akademii tańca, słychać
tylko uderzenia - jej stóp o podłogę i oddech. Te odgłosy stanowią podkład
muzyczny do tego dziwnego występu.
-Jak się
czułaś tańcząc? - pyta ją później Tilda - nauczycielka i właścicielka szkoły
-Jakbym się z
kimś pieprzyła - odpowiada chodzaca ruda niewinność.
Chwilę przed
przyjazdem Rudej, do doktora Klemperera ( starego psychiatry), przychodzi mocno zaburzona i cierpiąca
na urojenia uczennica szkoły tańca, Patricia. Mówi o swoich nauczycielkach, że
to "Czarownice, które zabrały jej oczy".
Zachowuje
się, jak głowna bohaterka "Wstrętu" Polańskiego. Jest nieprzytomnie szalona. I
przerażona.
Potem znika.
Lekarz zaczyna jej szukać. Mówi kilka mądrych zdań o religii, jako rodzaju
zbiorowego urojenia. Mówi, że faszyzm też był urojeniem, które udzieliło się
wielu.
Powolutku
sam zaczyna brać udział w urojeniu, czy też prawdzie tego, co dzieje się w
przedziwnych lustrzanych salach szkoły tańca i jej podziemiach.
Niewinny
taniec rudej bohaterki doprowadza inną tancerkę do potwornej, bolesnej śmierci.
W zasadzie trudno na te sceny patrzeć.
Film jest
zrealizowany tak, że nie ma w nim tandety, rażacej w oczy krwi i typowo
horrorycznych zagrywek. Jest mroczny, powolny, mglisty, ciężki. Jest nierealny
i realny równocześnie. Jak stary kult, jak sataniczny obrząd z Biblii La Veya.
Jest w tym
filmie coś pierwotnego, budzącego w widzu grozę. Plemienny taniec prawie nagich
kobiet, …. zachwyca i przeraża jednocześnie. I jest niepokojący.
Martwe oczy Sary, jej połamana noga. Ten film wzbudza dreszcz.
W jednej z
ostatnich scen, większość wiedźm ginie, Ruda przyjmuje w siebie Matkę
Westchnień, jest na to gotowa. Jako Matka Westchnień staje się wrażliwa. Oferuje
Śmierć, ale jako ukojenie.
Starszemu
doktorowi psychoatrii odbiera bolesną pamięć o zaginionej w czasie wojny żonie, mówiąc mu jednak o tym,
jak umarła w obozie z zimna, że się nie bała i że w momencie ostatniego
tchnienia myślała tylko o nim.
Ten moment
mnie osobiście wzruszył.
Matka
Westchnień jest siłą, której już nic nie zatrzyma. Jest dobrem i złem, które
się miesza.
Jest jakąś
tam kultyczną sprawiedliwością.
To film,
który oglądasz ze strachem, z wiarą w magię i moce, o których myślałaś w
dzieciństwie. Możesz odkryć w sobie samej czarownicę, albo uznać to za swoistą
dziecinadę. Wybór jest zawsze Twój.
*Dla mnie kino kobiece ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz