8 dni, za osiem dni opuszczamy zgierską na zawsze i wydawałoby się, że to będzie moment, kiedy skupię się wyłącznie na tym opuszczaniu ... na dramatyzmie i romantyzmie .... tęsknocie za każdą starą, wywaloną na śmietnik rzeczą ....
I na tym jeszcze w dniu 10-tym się skupiałam .... Wynosiłam właśnie plastikowy worek do śmieci .... i moje oko zatrzymało się na pudeleczku, które dostałam od Romka Pawlukiewicza .... i na zegarkach Dziadka Alka ...... I te zegarki schowałam do kieszeni, bo nie mogłam ich wyrzucić .... Nie mogłam również zgłębiać zawartości plastikowego worka ..... bo zatrzymałabym prawie wszystko ......
Rzecz to nie tylko rzecz, to także zapach .... zapachy pozostają w pamięci ....
9-tego dnia pakowania ...... ( 10, 9, 8 odliczanie) ... pojawiła się już Bożenka, siostra mojej mamy i zrobiło się jeszcze pełniej ...... Bo nie tylko, Violetta, Sylwia i Ada pakowały stare życie ......
Myślałam dnia dziesiątego, że najgorsze byłoby takie pakowanie w SAMOTNOŚCI ....
Miałam wielkie szczęście , pakowałam bowiem dzieciństwo z tymi, którzy owo dzieciństwo współtoworzyli.
Jeden telefon 9-tego dnia wystarczył, żeby wyrwać mnie z tej magii pożegnania, jeden telefon wystarczył żebym zrozumiała, że jak się opuszcza mieszkanie, to żadna to wielka sprawa, bo przecież można opuszczać ziemski padół .... i wtedy to JEST sprawa wielka ....
Niechaj Bogowie zręcznie ważą moje losy i po mądremu i zgodnie z własną wolą ...... Niechaj .....