środa, lutego 23, 2005

Ostatnie chwile bezpracowej wolności

Obudziłam się przed 10:00, wiec wyjątkowo wcześnie, a chciałam odespać wszystkie przyszłe poranki, kiedy będę się zrywać. Nie będę MUSIAŁ się zrywać ale będę chciała, na tym polega różnica.

Wczorajszy wieczór spędziłam na rozmowie, z kimś ważnym i mądrym. Dzieli nas pokolenie a jednak potrafimy się POROZUMIEWAĆ. I dzieli nas jeszcze sporo “przeszłości”, do której dryfujemy myślą ... bo taka nasza natura.

Rozmawialiśmy o tym, że kiedy dziecko traci zabawkę, której wcale bardzo nie lubiło, nagle ta zabawka wydaje mu się najładniejsza, najbardziej upragniona ... I rozmawialiśmy o tym, że w życiu możemy mieć wielu przyjaciół ale ważna jest ta jedna , konkretna osoba, z którą dzieli się wszystko. I o tym, że zbawiać świat, jest pięknie ale że najpierw trzeba zająć się sobą, tak naprawdę.

Postanowiłam w związku z tym zdjąć z szyi świętego Benedykta ... patrona pisarzy ... I powiem tak – sztuko odejdź ... zostaw mnie normalnemu światu, bo trochę za dużo bierzesz w zamian. To znaczy, bierzesz w zamian wszystko, a zostawiasz bolączkę i gorączkę i malarię, z której nie można się wyzwolić ... Jesteś zaborcza, piękna, jesteś jak kobieta ... kobieta fatalna.

Chciałabym napisać doktorat o ludziach, którzy zabili się ... uprawiając sztukę ... albo, którzy zwariowali uprawiając sztukę.
Heavy burden – tak bym cię nazwała, z angielska.

Pomyślałam, że już w starożytności kobiety kochały i uprawiały inną sztukę : mianowicie podstępność. Podoba mi się.

Teraz czas na to, by dać sobie radę w normalnym-nienormalnym świecie, w którym od miesięcy nie funkcjonuję. On chce mnie z powrotem.
Więc to jednak nie jest tak, że jestem niechciana i bojaźliwa ? Ja ... bojaźliwa? He .... jestem jednym z odważniejszych ludzi .

Brak komentarzy: