wtorek, maja 08, 2012

Londyńscy Przyjaciele


(„Czuje, ze mogłabym polecieć” – powiedziałam
„Leć ….”)


Wyścig z czasem wygrany
Zwyciężają Przyjaciele
Biegną, dziko biegną po moście
gdzie dwie wieże

Wierzysz mi

Zazdroszczą nam, bo
nie maja tego, co my mamy

wspólnej przeszłości
wspólnej wstydochwały
młodzieńczego pijaństwa
Teraz wprawdzie też się można upijać
ale to już nie będzie
młodzieńcze
dekadenckie
pijaństwo

Zazdroszczą nam czasów bez esemesów
tego, jak wymienialiśmy się
pierwszymi wierszami i rysunkami


Przyjaciele, tak się śmiać potrafią
że bolą brzuchy i policzki
To śmiech od którego się pęka
który wznosi, jak balon wznosi hel
od takiego śmiechu człowiek lata
chociaż siedzi w ogrodzie



*
Wiem, żyjemy w pięknej codzienności, w spokojnej, przytulnej i bezpiecznej.
Porównywanie jej do klatki musi więc być złe. Kto zagląda pod powierzchnię, czyni to na własną odpowiedzialność ….
A pod powierzchnią jest tyle tęsknoty za tym żeby nadal  wytarzać się w życiu. Za byciem Deanem Morriarty’m. Za ….. intensywnością. I kto by pomyślał, że jeden wyjazd do Londynu, do Przyjaciela, tak bardzo uświadomi mi kim jestem.. Ze myśli mam w głowie, których nie powstydziłby się Markiz.

I że nic nie zachwyca tak bardzo, jak sztuka, o czym wiedział już Tetmajer : I choć życie nasze splunięcia nie warte Evita L’arte.

Van Gogh ….. i Słoneczniki. Widziałam je pierwszy raz. I pierwszy raz na żywca widziałam Caspara Friedricha, który swym pomrokiem zachwyca mnie  już od 20 lat!


Dziki krajobraz z krzyżem w tle ….  Pod krzyżem człowiek …. Jego kule leżą porzucone, człowiek  jednak żyje …. Pewnie stał się cud i chodzi.  Caspar  dostrzegał więc Boga i  miał nadzieję.

Rysuje zawsze te same stare klasztory, albo wzburzone morza …. Ruiny kościołów ….. Czy w tych ruinach nadal szukał Boga, czy może człowiek  spod krzyża potrafił uleczyć się sam?

Ambasadorowie (Hans Holbein Młodszy) to dwaj wspaniali  16 wieczni Dżentelmeni. Wierzą już tylko w  naukę. Bóstwa kryją się za grubymi kotarami. Wspomnienie śmierci gdzieś na wysokości stóp. Memento Mori. Śmierć rzeczywiście powala nas na podłogę ……. Nisko upadamy.

Picasso i jego szkic kobiety z Minotaurem. Ona śpi …. A on nie wie, czy ją kochać, czy  zabić ….. Jest jedną wielką alegorią siły i  ludzko-  męskiej mocy. Drgają mu nozdrza i  mięsnie. Prawie słychać oddech spokojnie śpiącej ………..

Wśród Tej Sztuki ….. wśród tego Miasta …. którego historię znam  coraz lepiej, stoi wieża symbol Upadku. Nie tylko tarotyczny symbol – symbol realny.

Stojąc przy szafocie ……  czułam.

Czułam mocniej niż zwykle. Żal nad życiem utraconym. Tyle, że umierające  na szafocie królowe, wierzyły w życie po życiu.

Potem było  Hever …. Gdzie wśród kwiatów i  drzew, śmiechu, żartów i uścisków ………..  tańczyliśmy  z Duchami  naszej  przeszłości …..

Nie umiem o tym pisać, bo Ktoś dziś, bardzo lapidarnie już to dzisiaj zrobił: „Jak cudownie było mieć znów po 20 lat, nawet przez te kilka dni”.

A dopiero słyszałam, że powroty do przeszłości są niemożliwe, że można tylko nosić w sobie piękne wspomnienia. Otóż to nie jest prawda, Kochani.

Można. To nie trwa długo i za ten eliksir młodości trzeba później zapłacić wysoką cenę – tą ceną jest powrót  do tu i teraz. W którym nie ma się już 20 lat i nie  pije się absyntu szklankami, w knajpie  na Covent Garden. I  coraz jest się dalej  od tego rimbaudycznego uniesienia światem, a bliżej podłogi. W sensie ostatecznym.

Ale warto było! Warto!


wtorek, maja 01, 2012

Córka Losu

"Znów na chodniku piętrzył się stos naszych wysłużonych walizek; czekała nas jeszcze dalsza droga. Ale co tam, droga to życie" J. Kerouac

Hm ... odprowadzając Adę do przedszkola, spotkałam Dziadka Grace. "Słyszałem, że wyjeżdżasz..." - powiedział mi. Często rozmawiamy i lubimy się. To zwykle takie zdawkowe rozmowy ale znaczące, nawet jeśli dotyczą pogody. Bo nawet, kiedy mówisz o pogodzie, to możesz mówić o sobie ......
Zawsze kiedy mówimy o czymkolwiek, to mówimy o sobie. O drzewie, o morzu, o miłości ..... o strachu.

Boję się.

Nie wiem, czy znów umiem rzucić się w drogę, w życie. Czy umiem, jak dawno temu powiedzieć, że niczyją inną jestem córką, ale LOSU i oddać się z ufnością w jego ręce, bez kontorli. Chyba znów potrzebuję skoku na bandżi.

Kiedy osiadasz i codziennie dotykasz stopami tylko Ziemi .... to dobrze jest się tak oderwać, żeby sprawdzić, że nadal  JESTEŚ ODWAŻNY.

Dziadek Grace zapytał mnie o tą naszą planowaną drogę.
-"Tak, wyjeżdżamy. Najpierw nie mogłam się z tym pogodzić, a teraż cóż Droga przywołuje. Otwieram się na nią ......" -
- "Tak .... możemy nieść ze sobą piękne wspomnienia, ale nie możemy wrócić do przeszłości, nigdy. Twoje podejście jest dobre ..... "- powiedział Dziadek Grace i rozstaliśmy się w deszczu. Bo cały czas pada.
A jak pada, to budzi się nostalgia.

Jak pada, to budzą się nostalgiczne demony ....

Coraz bardziej odczuwam czas. To z wiekiem przychodzi, ten nad czasem namysl. I o tym tylko chyba da się wierszem, albo muzyką, albo pędzlem. Inaczej chyba nie.

Za dwa dni lecę do Londynu. Cieszę sie na tą drogę .... ale to zupełnie coś innego, niż powrót do Polski, o którym tak marzyłam.

Do Londynu zakładam moje rozpadające się i wiecznie brudne spodnie ..... kolorową koszulkę w paski i zarzucam marynarski worek. Rozpuszczam włosy. W ręku będe miała książkę. Sama  jestem siebie ciekawa w tej podróży bez Ady i Johna.

Czy nadal jestem tą dziewczyną w drodze z brudnymi paznokciami. Tą śpiacą w pociagu na bocznicy, bo ze zmęczenia nie wysiadłam o czasie na Fabrycznym w Łodzi ?

Czy chce zachwycać sobą, czy raczej  się zachwycać?

Bo wybieram to drugie, ale nie wiem, czy umiem?

Przed  drogą w  głowie tyle pytań. Tyle tęsknot, niepewności, wspomnień, strachów i sentymentów.

Zaczęłam spisywać "mądrości" w indyjskim zeszycie "hand made".

Kolejny notatnik wśród tysięcy.

Pierwsza sentencja to madrość Wergiliusza ...... Przeznaczenie znajdzie drogę.

I ja zastanawiam się, czy nadal jestem Córką Losu ! Gdybym miała nosić indiańskie imię, to własnie tak by ono brzmiało: Córka Losu.

Wieczna za tym co utracone Tęsknota.

Ta, co z Lasu.

Life oh Life.

Życie och Życie.