środa, grudnia 22, 2021

Rok intensywnością płynący

 

Najważniejsi są ludzie. W ciągu ostatniego roku poznałam naprawdę  z j a w i s k o w e  osoby.

W dużej mierze dzięki działaniom społecznym i aktywistycznym.

Na początku podpaskowej drogi, kiedy na tkaninę mówiłam jeszcze „materiał” – wsparła mnie niespodziewanie Olga i do dziś mnie wspiera, a raczej wspiera nas w KDS ( Kobiety dla Świata).

Olga ma super męża i syna i serce, jakiego można jej pozazdrościć i w którym można się zakochać. I ja się zakochałam.

Spotkałam młodziutką Ewę i jej chłopaka i jak i się im pod moim domem popsuł samochód, to od razu przypomniałam sobie siebie z dawnych czasów, kiedy cały czas psuły mi się samochody i trochę się tym przejmowałam, ale w zasadzie to zawsze znalazł się, ktoś, kto mnie ocalił na drodze i w drodze ….

Dzięki Ewie spotkałam Philipe, który na końcu świata w Tanzanii prowadzi ośrodek dla dzieciaków z albinizmem. Będziemy chciały menstruacyjnie wesprzeć ten ośrodek, ale cały czas zastanawiamy się, jak tanio wysłać nasze mega podpaski.

Dzięki KDS poznałam Patrycję i jej chłopaka Obeda, który zabierze nasze podpaski na początku nowego roku 2022 do Ugandy i przekaże je do pomocowego ośrodka.

Dzięki pomysłowi na KDS jeszcze bardziej zbliżyłam się do jednej z najdoskonalszych istot na ziemi – mojej Pauliny. Cały pomysł podpaskowy to jej idea fix, która się nam urealniła.

Mnie najbliższe są klimaty uchodźcze i na tym polu też w ostatnim roku mega dużo się wydarzyło.

Zaczęłyśmy od wysyłek ubrań na Samos, następnie do Aten. Później wybuchł kryzys na polskiej granicy,   k r y z y s   c z ł o w i e c z e ń s t w a.

Na pograniczu poznałam najodważniejszych ludzi, bohaterskich i bezinteresownych. Najpiękniejszych ludzi, dla których zrobiłabym wszystko.

A, E, B, P, K, S, M, A i innych. Poznałam też Ramiego, Nassera, Momena, Judith i wielu, wielu innych. Kongijczyków, Kurdów, Jemeńczyków, Syryjczyków i Irakijczyków.

Kilku z nich powiedziało mi, że Polacy to najbardziej troskliwi ludzie na świecie. Wyobrażacie sobie takie słowa, w obliczu tego, co widzimy i słyszymy: kiedy na przykład straż graniczna wrzeszczy do błagających o azyl osób uchodźczych z Syrii,  najbardziej plugawe słowa.

SG to nie obraz z filmu watach niestety, tylko zła podróż w mrok i to nie tylko mrok lasu.

I już nie lubię żołnierzy, a kiedyś lubiłam i to bardzo. Tych w Kosowie z bazy Biały Orzeł.

Rami jest programistą, prosi tylko o książki, dziś wysłałam mu  do obozu więzienia Margaret Atwood – Testimony.

Nie dyskutuję już o tym, czy ludziom należy pomagać. W tej kwestii zdaję się całkowicie na moralne autorytety, na przykład Marka Edelmana. Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla niepomagania ludziom.

Lepiej się pomylić i pomóc niż się pomylić i nie pomóc.

W tym roku poznałam też wspaniałych dziennikarzy, dla których robota jest pasją i którzy pokazują prawdę i się nie boją. Poznałam jedną z napiękniejszych, najdelikatniejszych i najmagiczniejszych istot – Kasie W.

To jest nasza lokalna Merida Waleczna.

Pomijam, że jest dobra, mądra, odważna, jest jeszcze piękna w każdym calu.

Ten rok to zbudowanie fajnej relacji z Muhanadem, który tak naprawdę jest częścią KDS, chociaż jest kolesiem. To dzięki jego uważności i mądrości mogliśmy wspomóc rodziny w kryzysie uchodźczym w Atenach, na Samos w Austrii i Belgii.

Muhanad jest moim prywatnym bohaterem. Jednym z najodważniejszych ludzi, jakich znam. A ja szanuję odważnych ludzi, bo sama chcę żyć tylko odważnie. Życie: praca dom jest dla mnie życiem, w którym bym się udusiła.

Jak widzicie, to dla mnie był naprawdę rok intensywnością płynący. Rok, w którym mocno poczułam, ile mogę zrobić i jak bardzo mogę się uruchomić.

Do tego jeszcze, przy okazji ksiącha: Dom obok, która się podoba. I Ada, która odkryła swoją pasję i  poszła do szkoły muzycznej i gra na wiolonczeli. I dobry John, który jest ze mnie dumny i nie podcina mi skrzydeł, ale je otwiera!

Bliscy raczej zdrowi.

Żywi.

Chciałabym za ten rok podziękować wszystkim tak ważnym dla mnie ludziom.

Życzę Wam – żeby i na Waszej drodze stawały osoby, które najmocniej jak się da, pokażą wam, co jest ważne. Święta nie muszą być wesołe, ale muszą być dobre.


Dobrych Świąt wśród dobrych ludzi! I nie dajcie się wciągnąć przeciętniactwu, jak napisał mi kiedyś w życzeniach piękny Mnich.  Miałam wtedy 17 lat. Chyba  myślę byłby dziś ze mnie dumny :)

środa, grudnia 01, 2021

Non Omnis Moriar

Marek Edelman napisał: Myślę, że niezależnie od tego, kim jest ten bity trzeba z nim być. Trzeba dać mieszkanie bitemu, trzeba go schować go w piwnicy. Trzeba się tego nie bać i trzeba w ogóle być przeciwko tym, którzy biją".

Dostojewski pisał z kolei, że człowiek potrafi zawsze dokonać zniszczenia siebie i innych. Że jest w nas nienawiść. 

"Czymże byłoby Twoje dobro, gdyby nie istniało moje zło i jak wygladałaby ziemia, gdyby znikęły z niej cienie" - to pytanie z Bułhakowa. 

Codziennie spotykam ludzi, na spacerach ,w Paczce, spotykam aktywistów i sąsiadów i panów w zakładzie zmiany opon. Na ogół mijamy się obojętnie, czasem wymieniamy uwagi, lubimy się od pierwszej chwili lub nie lubimy się od pierwszej chwili. 

Spotykam jednak ogromną ilość bardzo dobrych ludzi. 

I dlatego nie wierzę, podkreślam nie wierzę, że jakakolwiek matka w Polsce z obojetnością myśli o dzieciach w lesie. Moje przyjaciółki mają dorosłych synów, i one też nie myślą obojętnie o zamarzających w lesie młodych mężczyznach i nie dlatego że chcą " wziac do domu jurnego uchodźcę".

Mówi się teraz, że każdy ma swoją prawdę. Uczyli mnie tego na filozofii 20 lat temu, że żyjemy w postmodernistycznym świecie, w którym każda mała prawda ma dokładnie taką samą wartość. 

Przyjmijmy jednak, że najważniejszą wartością w ogóle jest ludzkie życie, bo jak nie ma ludzkiego życia - to po prostu nie ma nas. 

Chciałabym móc na starość wspominać te dobre i piękne rzeczy, które zrobiłam.I myślę, że Inni mają podobnie.

Czy, kiedy  w przyszłości sama będę się rozliczać ze swoich uczynków, a były w moim życiu i złe akty - to każde podanie ręki, żeby kogoś podnieść nie będzie światłem w mojej ostatniej drodze?

Czy prowadzić ma mnie niechęć, nienawiść i zazdrość? Czy raczej empatia i dobro?

Myślę, że warto zadać sobie takie pytanie. Co w sobie chcemy karmić?

Bo w zależności od tego, co w sobie nakarmimy, tym się staniemy.

Czy chcemy być ludzccy, czy nie ... 

Co chcemy, żeby po nas pozostało w Non Omnis Moriar. 

 


wtorek, października 26, 2021

Odpowiednie dać rzeczy słowo - czyli doświadczenia graniczne II.

 "W tym kraju mamy więcej współczucia i miłosierdzia dla zwierząt niż dla ludzi, choć i tak jest go niewiele" - zasłyszane-

Językowa propaganda pozwala nam lepiej spać: W lesie KOCZUJĄ bowiem NIELEGALNI UCHODŹCY, którzy " skoro już wiedzieli, jak do nas lasem przejść, to powinni też wiedzieć, jak do domu wrócić"

"Kuzynka siotry mojej koleżanki z pracy słyszała, co wyrabiają CI UCHODŹCY w Niemczech, cały czas gwałcą zbiorowo kobiety i co popadnie". 

"To kwestia bezpieczeństwa, nie bierzmy sobie ich na głowę, bo będzie w Polsce druga Francja!"

"Płacę w Niemczech podatki, nie chcę żeby poszły na tych darmozjadów, nierobów, leniwców". 

Telewizja i prywatne opinie nazywają LUDZI uchodźczych gwałcicielami, nierobami, chorobonosicielami ( "Jesli podejdziecie do tej grupy będziecie na kwarantannie, mają covid" - Strażnik Graiczny do aktywistów, którzy starali sie podejść do nieprzytomnej 16-latki z Kongo). 

Gdyby nazewnictwo było inne, to wielu polskich obywateli nie mogłoby w nocy spać. 

Jeżeli osoby w kryzysie uchodźczym nie byłyby najpierw odczłowieczone, to trzeba by było inaczej ich sobie wyobrażać: na przykład tak: 

20 letnia Salma postanowiła przez granicę wschodnią przedostać się do rodziny od lat mieszkającej i pracującej w Niemczech. Chciała im zrobić niespodziankę. W Puszczy dostała zapalenia płuc, wycieńczona i umierająca, z jednym zapadniętym płucem wylądowała w szpitalu na Podlasiu. Rodzina z Niemiec została powoadomiona, przylecieli, żeby ją odwiedzić i teraz płaczą nad szptalnym łózkiem. Niespodzianka się nie udała, Salma być może umrze. 

Jak powiedziała jedna z lokalnych, podlaskich matek - tym ludziom trzeba dać twarz. Wtedy  przestają być karaluchami, nad którymi tak łatwo jest nam się pastwić. 

Judith, którą poznałam w lesie - była w widocznej ciąży ale od kilku dni krwawiła, w Puszczy spędzała 15 dzień, zgubiła po drodze męża. Dziecko straciła - nie otoczona jego opieką i opieką lekarzy, ale w zimnie, koło Bobrowników, w Polsce, bo nikt nie udzielił jej pomocy. Zamiast zabrać do szpitala, pogranicznicy przerzucali ją przez granicę, jak worek śmieci. Ciężarną kobietę. 

Młoda dziewczyna na poboczu drogi to Jasmina, klęczy i przytula do siebie syna. Syn ma 14 lat - to Ali. 

Za chwilę zostanie zapakowana na ciężarówke wojskową, która już jest pełna, już tylko na Jasminę i Alego czeka. Powiąza ich w las i wywalą.

Od tego, jak nazywamy rzeczy i ludzi zależy nasze postrzeganie świata. 

A świat postrzegamy przez pryzmat tego, jakimi jesteśmy. 

Nienawidzimy INNYCH. Cierpienie INNYCH nic dla nas nie znaczy. Nawet ich śmierć. 

Gdyby rząd do lasu wywoził polskie kobiety i dzieci: Martę z synkiem Jasiem, co wtedy by się działo?

Czy też wymyślilibyśmy usprawiedliwienie dla takich działań? Czy Marta to byłaby lewacka wywłoka? A kim byłby Jaś. Synem lewackiej wywłoki?

Pomyślcie o tym. Wystarczy odpowiednie dać rzeczy słowo, by człowiek przestał być człowiekiem, by kobieta zamieniła się w lewacką szmatę. 



niedziela, października 17, 2021

Dwa wesela i pogrzeb - czyli Witkacy i Smarzowski

Dwa wesela i pogrzeb.

 

Pierwsze to Wesele Wyspiańskiego – sztuka wystawiona po raz pierwszy w 1901 roku. 120 lat temu.

Autentyczne wesele poety i chłopki. Trzy akty- realistyczny, symboliczno wizyjny i romantyczny.

 

Przedstawia sytuację duchową narodu i to dlaczego nie potrafimy wywalczyć sobie niepodległości. Mówiąc prościej – pokazuje co jest z nami nie tak.

 

Jest w dramacie Witkacego nawiązanie do rzezi galicyjskiej, chłopskiego ruchu z 1946 roku, o charakterze antyszlacheckim i antypańszczyźniany. Rzeź Galicyjska to POGROMY ludności ziemiańskiej.

 

Wesele Smarzowskiego odbywa się w 120 lat później, kiedy jesteśmy niepodlegli, kapitalistyczni, przestraszeni pandemią, oswojeni z pandemią, pod prawicowymi rządami.

 

W filmie jest kilku głównych bohaterów: Ryszard Wilk – właściciel zakładów mięsnych WILK, jego stary ojciec Antoni Wilk, który jak kukła tarmoszony jest z miejsca na miejsce (słomiany Chochoł?).

 

Antoni, początkowo tak nieistotny – budzi jednak demony przeszłości, jest bowiem świadkiem tego, o czym wszyscy najchętniej by zapomnieli: żydowskiego pogromu, który miał miejsce w miasteczku, w którym odbywa się weselicho.

 

W dniu śluby ciężarnej córki Ryszarda Wilka, do jego domu przyjeżdża  delegacja żydowska, która chce wręczyć Antoniemu odznaczenie: Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Wiemy więc, że starszy mężczyzna obleczony w polski mundur, to człowiek honorowy i wielkiego serca. Fakt wręczenia odznaczenia jest jednak zepchnięty na dziesiąty plan. Tego dnia wszyscy mają skupić się na Weselu i młodej parze.

 

Nie znamy relacji panujących w tej rodzinie, ale znamy klimat polskich wesel. Na bogato, z czerwonym porsche, z całowaniem chlebka i krzyżyka.

 

W tym polskim grajdole pojawiają się przyjaciele panny młodej z Irlandii, młody kucharz gej, najlepsza przyjaciółka, jak się później okazuje kochanka nowo poślubionego męża i czarnoskóry kolega, który wzbudza ogromną niechęć mającej dzielić z nim stół Polki, która finalnie kończy pod nim w cieniu piwnicy i wychodzi z weselicha już bardzo zadowolona.

 

Są przemowy i jest martyrologia: Ileż to wycierpieliśmy w naszym miasteczku od Niemców, jak to nasz tata nigdy się nie ugiął i że oby młodzi byli tak szczęśliwi, jak ich rodzice. Rodzice oczywiście nie są szczęśliwi, żona Ryszarda Wilka jest niepijącą alkoholiczką poniewieraną przez męża, który podszczypuje pracujące u niego w przetwórni mięsnej Ukrainki.

 

On te Ukrainki również za okrągłe sumy stręczy swoim dużym niemieckim klientom, żeby podpisywali kontrakty.

 

W przetwórni mięsnej, jak to w przetwórni zwierzęta giną w męczarniach i jeden z pracowników decyduje się zaszantażować Ryszarda Wilka filmem z kaźni zwierząt.

Szantażysta kończy złapany przez ochroniarzy Wilka i wychędożony przez gigantyczną świnię.

W tym filmie każdy obywatel to wstrętna świnia. Ubłocona i umazana odchodami.

Zainteresowana tylko korytem, zakłamana.

Ksiądz proboszcz mówi na ambonie o tęczowej zarazie, nawołuje do nienawiści, jak jego poprzednik wiele lat wcześniej na tej samej ambonie nawoływał do pogromu żydowskich sąsiadów.

Do niereagowania, do pozwalania na bestialstwo.

 

Teraźniejszy proboszcz otwarcie głosi niechęć do homoseksualistów, sam znika w czerwonym porsche z kucharzem gejem z Irlandii i wiadomo, po co odjeżdża z nim na plebanię.

 

Jedynym nie świńskim bohaterem (bez obrażania świń, jako zwierząt) jest nasz staruszek Antoni Wilk. Człowiek, który ratuje z pogromu żydowską rodzinę. Lea to jego wielka romantyczna, niespełniona miłość.

Jest również świadkiem, jak wszyscy dookoła przykładają rękę do palenia ludzi w stodołach i wrzucania ich do pobielanych wapnem rowów – grobów.

 

„Chciałbym dowiedzieć się, gdzie pochowana jest reszta mojej rodziny?” – na samym początku filmu pyta Żyd z delegacji.

Otóż Twoja rodzina pochowana jest w pobielanym wapnem rowie.

 

Film mógłby być karykaturą nas Polaków, ale on jest rzetelnym odzwierciedleniem tego, kim jesteśmy.

Małymi, nienawistnikami, chciwymi kreaturami. Chamami z widłami.

To dlatego tak się buntujemy, jak mówią o naszym prostactwie.

Otóż jesteśmy prostakami, w dodatku ten film odkrywa naszą ohydę.

 

Czy jest światełko w tunelu?

Jedno na milion. Bo dobry człowiek zdarza się właśnie tak często.

A sąsiad, cóż …. Pomyślmy, co by nam zrobił, gdyby mógł.

Albo może lepiej o tym nie myśleć.

 

P.S. W Weselu nr 1 występuje Wernyhora – kresowy wróżbita i zwiastun pojednania. Symbol porozumienia ponad podziałami. Naszej wtedy i teraz jedynej szansy.

 

czwartek, września 23, 2021

Dom obok. Sylwia Gillis

 O czym jest Dom obok?

To historia o tym, dokąd doprowadzić może poświęcenie. Przeczytałam kiedyś, że kiedy się dla kogoś poświęcasz to zaczynasz nienawidzić tej osoby, z czasem. 

Historia pięknej ale beznadziejnej miłości, jeśli miłość może być beznadziejna. Pierwszych pocałunków, napięcia, z którym nic się nie równa, wspólnego czasu, który wydaje się magiczny, delikatności, troski.

Historia dzieciństwa w latach osiemdziesiątych, fajnie było się tam cofnąć i pogrzebać w pamięci. Pierwszy taniec na dyskotece, który nawet narysowałam i ten obrazek mam do dziś. Tyle, że ja tańczyłam wtedy akurat z tym, z którym chciałam, a główna bohaterka tańczy z bardziej przypadkowym chłopakiem.

Historia tego, jak sama zakochałam się w nauczycielu od biologii, ale na szczęście on mnie nie zamordował. 

Relacja matek i córek. Moja córka mocno towarzyszyła mi w pisaniu i w zasadzie pierwszy raz czegoś takiego doświadczyłam, to jak wpuścić kogoś bezpośrednio do swojej głowy - najwyższy poziom intymności. 

Ta książka to inspiracje ludźmi, których poznałam, z których wyciagnęłam wampirycznie to, co było mi potrzebne, bez których nie stworzyłabym takiej postaci, jak Maria Rosa. 

To książka o potencjałach, które tak często się marnują, czy to ze względu na zbieg okoliczności, czy na czynnik ludzki. 

W końcu jest to trochę historia oparta na faktach: w 1980 roku na naszym Radogoszczu Krzysztof Sołtysik  18-nastolatek, który wyszedł z poprawczaka, zabił kobietę i dziewczynkę ....

Dziewczynka miała zacząć naukę w SP nr 122 w klasie piątej. Do tej szkoły obecnie chodzi moja córka. 

https://dzienniklodzki.pl/mordercy-z-lodzi-18letni-krzysztof-soltysiak-zabil-dziecko-i-25latke/ar/1051688

Poczytajcie.

 


sobota, września 18, 2021

Święty czas

Każdy inaczej rozumie. Tu można by postawić nawet kropkę i już tak to zostawić. 

Każdy inaczej rozumie: Ś w i ę t y    c z a s.

Dla Marzeny to będzie niedziela z rodziną, dla Antka wędkowanie, dla Gośki i Darka przekraczanie granic, itd, itd. 

Dla mnie święty czas, to czas w którym robię coś dla Innych. 

Rozleniwiłam się po wakacjach, przestałam być koordynatorem regionalnym Szachetnej Paczki, a ta funkcja przez dwa lata trzymała mnie na najwyższych obrotach. 

Zaczęłam razem z Pauliną, moją ex szefową z Paczki oddolnie działać na rzecz uchodźców i  osób w kryzysie menstruacyjnym. 

Trochę dużobyło tych działań  i  jeszcze więcej pytań o sens, bo jak się tak głębiej zastanowić, to wychodzi na to, że te działania mogą przynosić zbyt małe rezultaty.  My wysyłamy podpaski, a tu " pali się w kryzysie klimatycznym świat", ludzie giną na głupich i strasznych wojnach.

Na ogół, w takich momentach zwątpienia, dzieje się coś, co zmienia postrzeganie - coś na kształt kryształowej nagrody.  Albo z diamentów.

Kiedy znudzona ( ja znudzona jestem najgorsza) zastanawiałam się " po co to wszystko robić i się nadwyrężać i finansowo i czasowo i w każdym sensie, kiedy mogłabym zając się pisaniem, tłumaczeniami, wolontariatem w Paczce i ogladaniem "The Sinner" na Netxlix - po co zatem zbieram te ubrania, szyję te podpaski, szukam materiałów, cały czas wyciagam ręce po pomoc od często nieznanych mi ludzi?" - więc kiedy zastanawiał się nad sensownością swoich działań i rozważałam wybranie luksusu życia tylko dla siebie i najbliższych ( tak zżyje większość ludzi, czego nie oceniam, a co jest zwyczajnym wyborem) - zadzwoniła moja  przyjaciółka Gocha.

-Wiesz co zrobiła Nina ( Nina to jej córka lat 12), zapytana w szkole, na języku polskim, kto jej zdaniem mógłby być współczesnym Prometeuszem .... najpierw wymieniła Gretę Thunberg, ale mocniej przyciśnięta o konkretne działania Grety, których nie znała, powiedziała: Moja ciocia Sylwia Gillis. 

I wymieniła te wszystkie prze rzeczy, które robiłyśmy razem, poczynając od 2017 roku i Marszu w obronie Puszczy, którego pomysł zrodził się nie gdzie indziej, ale w naszym przydomowycm mini ogródku. Pamiętam ten dzień, Ada usłyszała, że rżną Puszczę Białowieską i zapytała mnie: Mamo musimy coś z tym zrobić prawda? A ja odpowiedziałam, absolutnie nie wierząc, że mogę cokolwiek zrobić: Tak, Mała, zrobimy coś z tym, zrobimy Marsz, tylko pozwól mi pobiec po prześcieradło żebym narysowała z Wami transparent: Łódź też kocha Puszczę. 


To, że 12 Nina pomyślała teraz o mnie, sprawiło że natychmiast wstałam z kanapy i wyłączyłam The Sinner na Netlfixie. 

Więc jednak nie rozleniwienie i życie dla siebie. Bo powiem zupełnie szczerze, że to co zrobiła mała Nina ( trzymałam ją w ramionach w dzień po urodzeniu 12 lat temu) poruszyło mnie, literalnie. 

Tak, chcę robić rzeczy, które mają głęboki ludzki sens. Chce wsyłac kurtki do Aten, albo do ośrodka w Grupie, chcę zawieźć je do Puszczy Białowieskiej ( jesli będzie taka opcja), chcę zebrać ciuchy dla kolegi Muhanada, który przeszedł bałkański szlak i teraz ma zero ubrań, a Austria to nie jest ciepły kraj. To nie jest kraj dla ludzi bez ciuchów. 

Chcę tego wszystkiego i chcę wieźć podpaski do Zimbabwe, bo to będzie miało sens plus można upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i mieć jeszcze przygode, co nie?

A ja l u b i ę  przygody. Adrenalinę. Ożywienie, ogień, żeby się działo, żeby nie było nudno, żeby czuć to napięcie: "Siedzę bez ruchu ale w najwyższym napięciu", jak pisał Cioran, mój guru z dawnych czasów, a przecież aż tak bardzo się nie zmieniamy na przestrzeni lat, trzon osobowiości zostaje ten sam. A ja lubię i lubiłam mocno żyć.

Wracając do świątyni świętego czasu - fajnie jest znaleźć dla siebie takie miejsce, takie działanie, taką przestrzeń ( ostatnio mocno wyświechtane słowo, a jednak ładnie brzmi). 

Co  jest Twoim Świętym Czasem.



wtorek, kwietnia 27, 2021

Czego nauczył mnie ostatni rok? I co robię w "lockdownie".


Od czasu lockdownu zaczęłam kupować tylko lokalnie (wielkie markeciska poszły w odstawkę) i teraz jest sklepik u Pana Łysego i malutka budka " mydło i powidło", gdzie kupuję kadzidełka i środki czystości. 

Korzystam z lumpeksów online i tzw. live'ów, na których dziewczyny prezentują ciuchy po kilka złotych i które można dla siebie upolować. 

Odkryłam, że nie muszę, jak widać chodzić na basen i do sauny, że wystarczają spacery, a jak się zmuszę, to bieganie. 

Ograniczyłam z przymusu kontakty z ludźmi, co zaowocowało nawiązaniu kontaków przez neta np. z Muhanadem, któremy na Samos do obozu dla uchodźców wysłaliśmy kilogramy rzeczy dla kobiet i dzieci. 

Wpadłyśmy z Pauliną na pomysł szycia podpasek do rejonów, w których panuje kryzys menstruacyjny i dziewczynki nie chodzą do szkoły, gdy mają okres, bo nie mogą się nijak przed miesiączką zabezpieczyć i krew cieknie im po nogach. 

Wydaję książkę. Tak. To właśnie się dzieje. 

Więcej czasu na rozmowach i ostatnio, już po szczepieniu  - na spotkaniach spędzam z moją mamą. 

Odkryłam las, a Ada okoliczne bagna i ostatnio znalazła nawet róg jelenia,
w nagrodę. 

Poznaję ptaki, które odwiedzają mnie w ogródku. 

Zaczęłam o siebie dbać i schudłam już 10 kg. 

Jem tylko zdrowo i mało piję ( bo dieta). 

Dużo myślę, niestety mało czytam ( myślałam, że będę czytać cały czas). 

Rozmawiam z ludźmi na spacerach z psami, z najróżniejszymi osobami, z niektórymi już się koleguję. 

Dzięki tym rozmowom znów zaczęłam jeździć konno, jedna z dziewczyn ma konia w okolicznej stajni. 

Wcieram w ryj krem i oczyszczam skórę przed pójściem spać, a nigdy tego nie robiłam. 

Mam wrażenie, że żyję teraz tym, co jest ważne: żywym obrazem słońca zachodzącego za drzewem, zapachami wiosny. Jak dziecko dostrzegam otoczenie, bo nie ma wokół mnie niczego innego. 

Noszę ładniejszą bieliznę ( dzięki live'owi: Fiszbina, takiego biustonosza, jak felina jeszcze w życiu nie miałam).


Piękno z dziś.