środa, grudnia 31, 2014

2014 ...

Właśnie zauważyłam, że .... przy okazji końca roku, coraz częściej skupiam się mocno na tym, co było złe .... Co złego było w tym roku. 2013 był rokiem umierania, 2014 chujowego kręgosłupa.
Plus .... ciągłych z Johnem kłótni.

Podobno mam romantyczną, poetycką duszę .... i fantazję niewiarygodną, jestem etniczną hipiską i energetycznym wulkanem z ogromnym temperamentem i apetytem na życie.

Może taka byłam, na Alasce w 2000 roku, w Kosowie .... może jeszcze nad oceanem. W Irla w 2009 roku powoli nauczyłam się być kobietą udomowioną, a teraz w prawie 2015 roku, jestem przykładem tego, jak człowiek wegetuje w dobrobycie. Jestem przykładem dobrobytowej wegetacji i rozleniwienia. Tego, że cywilizacja zabija życie.

Ożywam raz do roku, na zimowych ustawkach człowieka, którego bardzo kocham: Marcina.

Czy moja dusza jeszcze pamięta?
Bo jeśli nie pamięta, to kto pamięta kim, czym jestem?

Nie czuję się zgorzkniała ani rozczarowana, widzę świat, jakim jest.

Wczoraj, jadąc samochodem, zobaczyłam słońce przebijające się przez drzewa i poczułam się, jak w LESIE.

Powrót do lasu, powrót do korzeni ..... i ..... do słuchania siebie.

Oddaje się dziś, w tym ostatnim dniu roku w ręce losu. Z ufnością i wiarą w Magię. W Magiję.
W tym oddaniu jest całe moje jestestwo i naiwność.

Tęsknię za drogą, miłością.

Tęsknię za sobą.