niedziela, stycznia 30, 2005

IMPRESJE

Siedziałam dziś z Maćkiem i gadaliśmy o niczym ... Dowiedziałam się, że umarła sąsiadka z IV piętra pani Krakowska, której zupełnie nie kojarzę ... Tak strasznie rozpaczamy po ludziach , których znamy, dobrze żeby znać ich więc jak najmniej, wtedy rozpacz nie przychodzi.
Maciek były hippis ... siedzi sobie teraz z niczym u mnie na kanapie i zastanawia się, jak to się stało, że życie umknęło, przecież chwytał je za mordę.
W mojej głowie powstałą wtedy wizja:
„Przyszło do mnie życie
Czarny Koń ................”
I ja tego konia - w siodło, w uzdę ... i na takim okiełznanym do przodu ... ale nie jak Alek Wielki. Ten to umiał zapanować nad swoim koniem!
I nie myślę tu o koniu w spodniach, to zupełnie aseksualne ( bo nad seksualnym koniem nie panował raczej). Zresztą, co to za pokusa, nad którą panujemy? Żadna .... To znaczy nie z buddyjskiego punktu widzenia. I ja właśnie ten buddyjski punkt wybieram.
Czuję się wyśmienicie ... bo jazda na koniu to przyjemność … Uciekam od nudnych ludzi. Szukam ludzi, co to doświadczają albo doświadczali.
Jutro kolejna rozmowa w spr. prace ( hehehehehehehehehehehehehehehe) – idę na wysokich obcasach i w jeansach i w sportowej szarej bluzie – tzn. na luzie całkowitym, eternalnym! Doradca do spraw reklamy w Radiu Złote Przeboje.
„Boję się, żebyś nie przegapiła w życiu czegoś ważnego” – powiedział mi Maciek. A ja pomyślałam: „ Na Boga Nieżywego – już 5 lat temu mówiłam, że swobodnie i wdzięcznie mogę umrzeć, bo doświadczyłam ... Ja naprawdę nie muszę się już bać, że nie doświadczę! Więc mogę ruszać na tym swoim koniu bez strachu .... Nie mam nic do stracenia, nie mam też nic do wygrania ... Ale mam chęć żeby być – bez względu na to ramię z boku. Czy jest, czy go nie ma”.
Chciałam coś pewnie powiedzieć .... I powiedziałam. Teraz czas na prysznic.

Brak komentarzy: