sobota, grudnia 01, 2007

sobottica


Hola

John gra na gitarze, ja ugotowalam zupe pomidorowa, wzorujac sie na przepisie Jagi Maurin - mamy Marty Maurin :)

Zupa wyszla jak spod reki szczesliwej kobiety. Ada ozywiona, na fali zdrowego odzywienia, liscie zgrabione przed domem i popakowane do workow na smieci .... mieszkanko odkurzone, naprawiona zarwana kanapa w duzym pokoju .... Pracowity dzien ...... co to by go sie chcialo przy flaszce zakonczyc, ale nie mozna wiec troche szkoda. Zreszta jak czlowiek mniej pije, to jest mam wrazenie szczesliwszy i mniej agresywny, przynajmniej ja.

Wczoraj kupujac kawe widzielismy spotkanie Anonimowych Alkoholikow. Stali pod kosciolem i popalali fajki .... I wybiegali co rusz po kawe.

Zajzelismy tez do wielkiego LUMPEKSU ... i ksiazek i nakupilismy i ja sobie rozowy sweterek ....

Zaraz pomyslicie, ze tak gledze, bo nie mam o czym pisac ..... I to bedzie nieprawda. Dzis wial prawdziwy oceaniczny wiatr, na przyklad i kolysal i szumial calym domem wiec John dom ocieplil ... Swiecilo slonce, kochalismy sie o poranku. Tungus, ktory wczoraj zjadl prawie cale moje czekoladowe ciasto ..... biegal, bo byl hiperaktywny w trakcie lisci grabienia. Przyszlym lokatorom bedzie czysto sie tu mieszkalo.

Bo przeciez za chwile nas juz nie bedzie na 15 N Street .....

Przyzwyczailam sie do tego domu ....
Do bliskosci plazy ....
Ryzykownej bliskosci .... ktora prowadzic moze do rozpaczy utraty. Albo po prostu do utraty bez rozpacz.

Ada budzi sie troche, jak John gra na gitaruli ... i jestesmy wtedy wszyscy obudzeni i jest najfajniej.
Tesknie za Kaczorem. Za Gocha. Za Kaczorem i Gocha. I za Karo i za Ilonka ....

Ojej ... Ojejku Jejku.

Ale to tesknota bez paranoi. Taka ciepla i soczysta, tesknota ktora nasyce, jak wroce do Polski RODZIC ..... bu hahahahahah.


Brak komentarzy: