niedziela, października 17, 2021

Dwa wesela i pogrzeb - czyli Witkacy i Smarzowski

Dwa wesela i pogrzeb.

 

Pierwsze to Wesele Wyspiańskiego – sztuka wystawiona po raz pierwszy w 1901 roku. 120 lat temu.

Autentyczne wesele poety i chłopki. Trzy akty- realistyczny, symboliczno wizyjny i romantyczny.

 

Przedstawia sytuację duchową narodu i to dlaczego nie potrafimy wywalczyć sobie niepodległości. Mówiąc prościej – pokazuje co jest z nami nie tak.

 

Jest w dramacie Witkacego nawiązanie do rzezi galicyjskiej, chłopskiego ruchu z 1946 roku, o charakterze antyszlacheckim i antypańszczyźniany. Rzeź Galicyjska to POGROMY ludności ziemiańskiej.

 

Wesele Smarzowskiego odbywa się w 120 lat później, kiedy jesteśmy niepodlegli, kapitalistyczni, przestraszeni pandemią, oswojeni z pandemią, pod prawicowymi rządami.

 

W filmie jest kilku głównych bohaterów: Ryszard Wilk – właściciel zakładów mięsnych WILK, jego stary ojciec Antoni Wilk, który jak kukła tarmoszony jest z miejsca na miejsce (słomiany Chochoł?).

 

Antoni, początkowo tak nieistotny – budzi jednak demony przeszłości, jest bowiem świadkiem tego, o czym wszyscy najchętniej by zapomnieli: żydowskiego pogromu, który miał miejsce w miasteczku, w którym odbywa się weselicho.

 

W dniu śluby ciężarnej córki Ryszarda Wilka, do jego domu przyjeżdża  delegacja żydowska, która chce wręczyć Antoniemu odznaczenie: Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Wiemy więc, że starszy mężczyzna obleczony w polski mundur, to człowiek honorowy i wielkiego serca. Fakt wręczenia odznaczenia jest jednak zepchnięty na dziesiąty plan. Tego dnia wszyscy mają skupić się na Weselu i młodej parze.

 

Nie znamy relacji panujących w tej rodzinie, ale znamy klimat polskich wesel. Na bogato, z czerwonym porsche, z całowaniem chlebka i krzyżyka.

 

W tym polskim grajdole pojawiają się przyjaciele panny młodej z Irlandii, młody kucharz gej, najlepsza przyjaciółka, jak się później okazuje kochanka nowo poślubionego męża i czarnoskóry kolega, który wzbudza ogromną niechęć mającej dzielić z nim stół Polki, która finalnie kończy pod nim w cieniu piwnicy i wychodzi z weselicha już bardzo zadowolona.

 

Są przemowy i jest martyrologia: Ileż to wycierpieliśmy w naszym miasteczku od Niemców, jak to nasz tata nigdy się nie ugiął i że oby młodzi byli tak szczęśliwi, jak ich rodzice. Rodzice oczywiście nie są szczęśliwi, żona Ryszarda Wilka jest niepijącą alkoholiczką poniewieraną przez męża, który podszczypuje pracujące u niego w przetwórni mięsnej Ukrainki.

 

On te Ukrainki również za okrągłe sumy stręczy swoim dużym niemieckim klientom, żeby podpisywali kontrakty.

 

W przetwórni mięsnej, jak to w przetwórni zwierzęta giną w męczarniach i jeden z pracowników decyduje się zaszantażować Ryszarda Wilka filmem z kaźni zwierząt.

Szantażysta kończy złapany przez ochroniarzy Wilka i wychędożony przez gigantyczną świnię.

W tym filmie każdy obywatel to wstrętna świnia. Ubłocona i umazana odchodami.

Zainteresowana tylko korytem, zakłamana.

Ksiądz proboszcz mówi na ambonie o tęczowej zarazie, nawołuje do nienawiści, jak jego poprzednik wiele lat wcześniej na tej samej ambonie nawoływał do pogromu żydowskich sąsiadów.

Do niereagowania, do pozwalania na bestialstwo.

 

Teraźniejszy proboszcz otwarcie głosi niechęć do homoseksualistów, sam znika w czerwonym porsche z kucharzem gejem z Irlandii i wiadomo, po co odjeżdża z nim na plebanię.

 

Jedynym nie świńskim bohaterem (bez obrażania świń, jako zwierząt) jest nasz staruszek Antoni Wilk. Człowiek, który ratuje z pogromu żydowską rodzinę. Lea to jego wielka romantyczna, niespełniona miłość.

Jest również świadkiem, jak wszyscy dookoła przykładają rękę do palenia ludzi w stodołach i wrzucania ich do pobielanych wapnem rowów – grobów.

 

„Chciałbym dowiedzieć się, gdzie pochowana jest reszta mojej rodziny?” – na samym początku filmu pyta Żyd z delegacji.

Otóż Twoja rodzina pochowana jest w pobielanym wapnem rowie.

 

Film mógłby być karykaturą nas Polaków, ale on jest rzetelnym odzwierciedleniem tego, kim jesteśmy.

Małymi, nienawistnikami, chciwymi kreaturami. Chamami z widłami.

To dlatego tak się buntujemy, jak mówią o naszym prostactwie.

Otóż jesteśmy prostakami, w dodatku ten film odkrywa naszą ohydę.

 

Czy jest światełko w tunelu?

Jedno na milion. Bo dobry człowiek zdarza się właśnie tak często.

A sąsiad, cóż …. Pomyślmy, co by nam zrobił, gdyby mógł.

Albo może lepiej o tym nie myśleć.

 

P.S. W Weselu nr 1 występuje Wernyhora – kresowy wróżbita i zwiastun pojednania. Symbol porozumienia ponad podziałami. Naszej wtedy i teraz jedynej szansy.

 

Brak komentarzy: