wtorek, maja 19, 2020

I am a woman. I have my needs.


"Nie pozwól żeby tata dawał Ci złego humora, bo to mu tylko daje satysfakcję" - taką lekcję dostałam dziś od mojej 12-letniej, mądrej córki.

Ostatnio żyje mi się z J naprawdę źle.
Ostatnio to pewnie już od grudnia.
Od grudnia to już nie ostatnio, ale długo.

I siedzę teraz sama i nie mam o tym z kim pogadać. Nie chcę być zamknięta w ramy " nieszczęśliwej współmałżonki" , bo na taką rolę się nie zgadzam, choć zgadzam się na większość rzeczy ( bez protestu), które daje mi los. Ta umiejętność zwykła czynić mnie szczęśliwą.

Myślałam nawet, że nie sięgam  w życiu po to, czego chcę, ale tylko zawsze biorę, co daje mi los.
Może robię źle, a może robię dobrze " Destiny is all" jak mówi Ultred Ragnarson ;)

Biorę to, co mogę, wtedy kiedy mogę, na niektóre rzeczy i nie rzeczy czekam naprawdę długo.
Długo czekałam na moje psy.

O psie marzyłam od lat, ale J miał uczulenie.
I choć nadal je ma, to po 12 latach oczekiwania, zgodził się, żeby mnie " uszczęśliwić".
Chciałam jednego małego psa, a dostałam dwa większe.
I oczywiście gdybym ja się nimi nie zajmowała, to siedziałyby zamknięte cały dzień w pokoju na samym dole, bo J nie ma dla nich czasu ani serca.

Nie mówię już słowa o wychodzeniu, bo chyba jasnym jest, kto wychodzi.

Moje życie, zamiast obfitować w to wszystko, co kojarzy się z pięknym małżeństwem, jest jego zaprzeczeniem. I choć ja afirmuję teraz i staram się wciagać w siebie cały świat, to w domu, pod własnym dachem czeka na mnie ktoś, kto nie robi NIC. Dosłownie.
Cały dzień pracuje, poza tym nie rusza się prawie nigdy i nigdzie ( pomijak czas przymusowego # stay the fuck home).
I nie jestem osobą, która potrzebuje bodźców, bo sama je sobie funduję, ale osobą, której dobrze jest chociaż jak druga osoba jej nie przeszkadza.
Wystarczy mi nie przeszkadzać .....

Nie jestem z nim szczęśliwa.
W tym wszystkim, co "niby mam", tak naprawdę mam siebie, Adę, moją Mamę, psy i koty.
I wiem czego potrzebuję - potrzebuję tylko jednego - niezależności.

Tylko wtedy będę mogła zrobić to, co powinnam zrobić od dawna.
Uwolnić się od tego zaduchu, od tej nijakości, od braku bodźców, od braku miłości. Od tego wielkiego związkowego niczego.

I pomyśleć, że tyle razy mogłam to zrobić i tyle razy nie zrobiłam. Jak pewnie bardzo, bardzo wiele kobiet trwających w takiej pustce.
Bo wiem, że moje siostry też w niej tkwią, że są tuż obok i że też się duszą.

I need to breath.
I need to love.
I need to thrive.

I  do have my needs, I am a woman.



Brak komentarzy: