niedziela, stycznia 28, 2018

Dlaczego nie mówię prawdy


Niemówienie prawdy nie jest kłamstwem. Jest zachowaniem prawdy dla siebie.
Lubię zachowywać prawdę dla siebie, mam to po babci Basi, która kochała się w sekretach. Długo po jej śmierci dowiedziałam się, jak doszło do tego, że w wieku 15 lat została postrzelona przez Rosjan w twarz ..... Lista tajemnic Babci jest na serio długa.

Babcia podróżowała samochodem z młodym niemieckim oficerem. Pewnie byli w sobie zakochani, i pewnie on miał długie, smukłe brązowe palce. Jak człowiek jest młody ( i nie tylko) to zakochuje się bez względu na wszystko, nawet w swoim wrogu.
Zresztą historia rodziny ze strony Babci Basi właśnie jest mocno niemiecka i nawet na Starym Cmentarzu w Łodzi, rodzina Busse ma swoje miejsca w części protestanckiej. Nie oceniam tego, że 15 letnia dziewczyna oddała serce młodemu Niemcowi. Jeśli oddała mu również coś innego, to ja też tego nie oceniam.
Bardziej chciałam ocenić dziś siebie, ale bez okrucieństwa, bo wszyscy powinniśmy  być " good to ourselves".

Podziwiam dziewczyny, które są autentyczne, które ze swoich słabości czynią atuty. Które potrafią powiedzieć: miałam to i tamto, zrobiłam to i to.
Ja tego nie potrafię.
Im jestem starsza, tym bardziej robię się " sekretna".
I nawet jeśli ten sekret nie ma nawet wielkiej wagi i nikomu nie zrujnowałby życia, to lubię go w sobie skrywać. Tzn. właśnie zastanawiam się nad tym, czy  to lubię.

Czy ja nie ufam ludziom? Czy ja tylko udaję, że ufam ludziom?
Skąd ten strach ( ponoć miałam nie być lękliwa!) przed tym, że ludzie mnie zdradzą.
Nie jestem w służbach specjalnych, żeby zachowywanie sekretów miało znaczenie.
Jestem tylko zwykłą kobitą z Łodzi, zwyczajną babą.

Zrobiłam w życiu kilka niechlubnych rzeczy, jak każdy. Nikogo jednak z premedytacją nie wystawiłam. No może dawno temu.

Zaczęłam w sekrety zmieniać nawet swoje uczucia, zaczęłam ukrywać rzeczy, których nigdy nie popełniłam i pewnie nie popełnię. Zostałam swoim własnym spowiednikiem. I wygląda na to, że nie potrzebuję już innego.

* Dziś nad ranem zakończyła się akcja ratunkowa na Nanga Parbat.   Denis Urubko i Adam Bielecki dokonali niemożliwego i uratowali francuską alpinistkę Elizabeth Revol, odmrożoną i ledwo żywą, sprowadzili ją z 6 tysięcy metrów.
Niestety nie dotarli do Czapkinsa - Tomka Mackiewicza. Taki prawdziwy człowiek, Czapkins.
Przeżywałam to. Bo ludzie, tam w górach robią wielki rzeczy -wchodząc  i zdobywając szczyty albo ratując się na wzajem.
Człowiek jest stworzony do robienia wielkich rzeczy w imię braterstwa. W imię Braterstwa.
Odpoczywaj w spokoju, Bracie.
* Dużo myślałam o M2.
I o tym, jak w 2013 tak żarliwie dyskutowałyśmy o Broad Peak.






Brak komentarzy: