niedziela, lipca 17, 2011

cena

Podobno za wszystko trzeba zplacic .... no chyba, ze sie to ukradnie. Oczywiscie to niemorlane, choc moralnosc tak bardzo sie zmienia. Kiedys niemoralne bylo pokazac cycki a teraz jest to bardzo porzadane. Zdrada zawsze byla niemoralna a jednak ludzie od prawiekow zdradzali sie z rozkosza i z poczuciem winy.

Kiedys emigracja bylaby tez niemoralna. A ten, kto wyjechal, mial obowiazek pisac dramatyczne listy, najlepiej genialna poezje, i tesknic w stylu .... " Ty bedziesz widzial moje biale kosci w straz nie oddane kolumnowym czolom, bo jestem jako czlowiek co zazdrosci grobow popiolom (....) Ze nie wiem gdzie sie w mogile poloze, smutno mi Boze".

czytalam ten wiersz pierwszy raz w Kuwejcie, przerabiajac Romantyzm. I rozumialam go doskonale. Bo naprawde tesknilam, wyrwana z mojego swiata.

Dzis sie juz za swoja ziemia raczej nie teskni. Bo internet, bo swiat sie skurczyl, bo czlowiek i tak zajety jest praca a pozniej zabawa. Pod warunkiem ze ma z kim sie zabawic i jak.

"Nigdy nie myslalam, ze skoncze jako samotna kobieta z rodzina. Bo umieram tu z samotnosci, sam maz i samo dziecko nie wystarczaja. Przyjaznie zbudowane w pracy okzaly sie za powierzchowne. Nikt nie wpada. Nikt nie odwiedza. Nie siega po telefon, zeby do kogos zadzwonic ale tez i nikt nie dzwoni do mnie ." Napisala mi dzis stara przyjaciolka S.

Od kilku lat siedzi w Londynie. Niedawno urodzila dziecko. Ma meza Wegra.

"Tesknie za starymi kumplami. Powiedzmy za czterema. Zeby z nimi wyjsc. Tutaj moje zycie to praca i dom. Nie mam zadnych znajomych, z ktorymi gdzies bym wychodzil. Ale w ogole ludzie tutaj sa duzo sympatyczniejsi. Usmiechaja sie .... Tacy kulturalniejsi sa. No i dziecko mi sie wychowuje nad morzem, codziennie w ogroduku. Ja wychowalem sie w blokowisku w P."

Ja wychowalam sie na starych Balutach. Na podworku byly kocie lby sprzed stu lat. Rosly drzewa. Samochodw na podworku bylo wtedy malo wiec nie trzeba bylo wycinac tych drzew, zeby bylo miejsce do parkowania.
Nie widywalam wielkich lasow, chyba ze wakacyjnie. Ludzie wcale nie byli zbyt kulturalni, bo przeklinali i potrafili trzepnac w leb za byle co. Ale tak zeby nie zabic a jedynie ustawic.
Mozna bylo robic w zasadzie wszystko, co sie chcialo a jedyna granica byla granica wyobrazni.

"Do Polski ja juz wracac nie chce. Tu jest spokojnie. I moge zobaczyc jeszcze tyle nowych miejsc. Kiedy caly swiat stoi otworem, to po co akurat cofac sie i wracac na stare smieci .... Na tych starych smieciach nic juz nie ma, procz tych ludzi, za ktorymi sie teskni ale to nie jest wystarczajaca motywacja by wrocic".

"Syn jezdzi swietnym samochodem, jest fryzjerem. Kiedy jeszcze mieszkalismy w kraju, to on byl bardzo blisko z nasza rodzina, z kuzynami. Teraz po 4 latach ich drogi sie rozeszly, bo naleza do 2 roznych swiatow i zastanawiam sie czasem, czy dobrze zrobilem przywozac go tutaj ...... Ma ciuchy , ma samochody, ma dziewczyne , ma pieniadze ..... ale .... samotny jest"

A wiec samotnosc jest ta cena, ktora placa emigranci. Za przyjemnych sasiadow, co mowia Haj, hal ar ju?-
Za mozliwosc korzystania z urokow zycia, wycieczek do Hiszpanii, zakupow w tesco, piwa w pubie i fish and czips.

Poznaja ludzi w pracy i w grupach dla matek z dziecmi. I staraja sie nawiazac kontakty i nawiazuja. Ale najczesciej dosc powierzchowne. Staraja sobie tymi kontaktami zapelnic te prawdziwe, te zapamietane. Substytuuja je. Ale im to nigdy nie wystarcza. Prawie nigdy.

Zastanawiam sie, co sie z tymi ludzmi dzieje, tak w procesie czasu? Najpierw chca za wszelka cene wrocic, bo poczucie osmatnienia i tesknoty jest nie do zniesienia. Pozniej, stopniowo przywiazuja sie do nowego miejsca a nowa kulture zaczynaja akceptowac. . Zaczynaja sie zmieniac. W glowie brakuje im juz czesto polkich slow. Takim madrzejszych slow. Madre polskie slowa zastepuja prostymi angielskimi albo innymi obcymi slowami. I gdyby nie bariera jezykowa, ktora towarzyszyc im bedzie przez cale, calusienkie zycie, to moze nawet calkowicie by sie dali wchlonac NOWEMU.

Ale ta bariera na zawsze sprawi ze beda obcy. Bo wystarczy ze otworza usta a kazdy w chwile odczyta INNY akcent. Z badan naukowych wynika, ze osoby slyszace inny akcent automatycznie staja sie mniej ufne. Przynajmniej tak jest w Euro Zachodnej. W Polsce, kiedy slyszymy obcy akcent, od razu sie otwieramy i robimy bardzo pomocni ( chyba, ze jest to akcent ze wschodu).

Zastanawiam sie, czy ta emigracja ostatnich lat na starosc zacznie jednak garnac do DOMU. Wtedy nie bedzie tam juz przyjaciol, bo przyjaciele powymieraja.
Pewnie zostana w nowym kraju ze wzgledu na dzieci. Ich kosci spoczna na irlandzkich , angielskich i szkockich cmentarzach ( czy ja musze zawsze pisac o smierci?).

Samotnosc i tesknota. Cena.

To beda tacy spokojni, dobrze zyjacy ludzie. Wszystko w ich zyciu na miejscu, poukladane. Tylko blasku brak. Brak zeby przyjaciela objac, zeby znow poczuc sie, jak dziecko .... Zeby sie zapomniec .... zeby tak calkowicie wyluzowac, jak to tylko z przyjacielem mozna. Brak ....
Wlasnie, obok samotnosci i tesknoty towarzyszacej emi (emigrantom) towarzyszy im tez BRAK.

Ten BRAK jest zly. Pozbawia radosci. Bliskosci.

Pozbawia takiej chwili: - siedzisz, winko , przyjaciel z dziecinstwa, a na starej plycie ulubiona muza z lat 80 i nagle patrzysz na ta druga osobe i zaczynasz sie oblednie smiac. I ta osoba tez zaczyna sie smiac. I mowi - "A pamietasz?!-"

Well, well, well ... time to get back to work. Because work & family is life.

It IS NOT
IT IS NOT
It isn't.

Brak komentarzy: