Na urodziny, przygotowuję muzykę romantyczną, dlatego, że jestem zakochana.
Fajnie, na krok przed tak ważnymi urodzinami czuć, to co czuję. Jeśli doczytacie tego posta do końca, zobaczycie, kto sprawia, że krew krąży mi w żyłach szybciej ....
Już nie jestem smutna.
A byłam.
Ciocia Marysia, nie uciekła przeznaczeniu, zaakceptowała je. Umarła.
Razem z Adą widziałyśmy ją po raz ostatni, już nie żywą.
Beżowa sala, na ścianie drzewo oliwne, mocny symbol. Drzewa oliwne trwają tysiącami lat. My nie.
Ciocia Marysia ubrana na brązowo, w beżowych pończochach.
Gładko uczesana.
Ada chyba nie wiedziała, co zobaczy.
Ja też.
Ale tak naprawdę, nie zobaczyłyśmy naszej kochanej, mądrej i dobrej Marysi.
Jej tam nie było.
Na pogrzebie okazało się, że mamy dużą rodzinę.
Zawsze chciałam mieć dużą rodzinę. Wielki stół, przy którym wszyscy byśmy się spotykali.
Tyle, że nie takie było moje przeznaczenie.
I tyle.
Jakie jest moje przeznaczenie?
Oddać się w ręce Losu, posłusznie i pozwolić, by robił ze mną, co chce. Trochę, jak bierna ale zakochana kobieta.
Jak wygląda Los?
Mój.
Wygląda, jak średniowieczny rycerz. Jest wysoki, silny, waleczny, niezłomny. Patrzy na mnie z przymrużeniem swoim wiernym okiem. Widać, że mnie kocha, lubi i szanuje.
Nie wiem tylko dlaczego, nie pytam.
Znam jego imię, ale się nim dzielić nie będę.
Usłyszałam je od irlandzkiej wróżki Dary, 6 lat temu.
Mój Los chroni mnie, kiedy ładuję się w kłopoty. (Wiem, wiem to wszystko magiczne myślenie i może w tym wieku już nie wypada myśleć magicznie ... ale to jedna z cech, które pewnie się we mnie nie zmieni ).
Los ma szeroki kark, mocny, porośnięty jasnymi włosami. Pachnie.
Chciałabym dotknąć go opuszkami.
Ma duże dłonie.
Jest emanacją siły.
Zawdzięczam mu wszystko.
Zawdzięczam wszystko Temu, Kto taki LOS mi zgotował.
Więc już wiecie w kim jestem zakochana?
Jestem zakochana w moim Życiu. I te romantyczne piosenki na cześć Życia będę wygrywać.
Moim Cieniem jest Siła. Jego siła.
Do Niego należę.
Kocham.
Mam matke szaloną, starego profesora, który jest moim ojcem, miałam chłopaka - zwał się Lu, mam przyjaciela Kaczora i Tungusa Boya - to mój pies. Wychodzi z opisu, że jestem "posiadaczką" - ludzi - nie rzeczy. Zresztą nie jestem wcale posiadaczką ... posiadanie odziera ze szczęscia a ja pracuję nad byciem szczęśliwą, odkrywam, że jestm ... well
piątek, lutego 12, 2016
niedziela, listopada 15, 2015
13.11.2015
Nie …
Tak ….
Tak zaczyna się trzęsienie ziemi
Albo wulkaniczna eksplozja
Gorąco …
Gorąco na dole
I na górze mrowienie
Czuję
W opuszkach palców
I w każdym zakamarku
Terrorystę
To ja
Robię zamach na samą siebie
Mogę po prostu się wysadzić
Tak
Nie
Mam suche usta
Ale żadna woda
Nie ugasi tego pragnienia
I nie chodzi o pragnienie zabijania
Chodzi o pragnienie posiadania
Oddania się
Weź mnie
Weź mnie bo zwariuję
Tak
Nie ….
Jeśli tego nie zrobisz
Eksploduję
Terrorysta we mnie
Podpalił już wszystko
Jest nieprzytomny
To rodzaj religijnej ekstazy
Końce moich włosów
Już się palą
15.11.2015
czwartek, października 22, 2015
Hi Life!
Cześć Życie!
Jak fajnie, że tak się toczysz. Jak fajnie, że mam jeszcze 39 lat. Że znam tylu ludzi, których bym już nie znała, mając teraz lat 60siąt. I jaka szkoda, że tak mało czasu poświęcałam cioci Marysi, a teraz ona jest już chora i w szpitalu i może się okazać, że zwyczajnie po ludzku - nie będzie miała siły ...żeby pooglądać ze mną rodzinne, stare zdjęcia. Ma je porozkładane w różnych miejscach i oby się zdarzyło, że uda jej się te wszystkie zdjęcia zebrać. I żebym zobaczyła jeszcze, z górnej szuflady tą karteczkę z odręcznym pismem mojego pradziadka. Bo ciocia Marysia taką karteczkę zachowała.
Najbardziej żal mi czasu, którego dla kogoś nie miałam. Pamiętam te momenty, patrzyłam na mały budzik na regale cioci i w zasadzie to szykowałam się to wyjścia, a przecież mogłam zostać i te zdjęcia zobaczyć i może nawet te ważne dla mnie sobie zabrać. Z Violetką - moją mamą. Ciocia Marysia mówiła o mojej mamie Violetka kiedyś, a teraz mówi Violeta.
Na ścianie, w mieszkaniu cioci wiszą obrazy stryja mojej matki - Piotra.
Te obrazy to historia naszej rodziny, ludzie, których w większości już nie ma i miejsca które nadal są - Wilno, Antokol .... kościół, w którym stryj malował obraz Jezusa wśród dzieci, i na wzór dzieci postawił sobie małą Marysię i jej siostrę Adę Irenę.
Pojadę do tego kościoła. Do tego ich Wilna. Do Wilna z którego w 1945 wszyscy przyjechali. Moja babcia Wanda i dziadek Aleksander zamieszkali na Zgierskiej 38. I tam było tych wileńskich uchodźców wielu. I wszyscy sobie wszystko pożyczali, choć ludzie prawie nic nie mieli. I wspólnie żyli, oddając cześć życiu.
Cześć Życie!
Najbardziej żal mi czasu, którego dla ludzi nie miałam. Bo np. dlaczego tak rzadko widuję rodziców Luka. Kocham ich. Uwielbiam spędzać czas w ich domu, przy kawie, ciastku lub przy najsmaczniejszym obiadku.
Dlaczego nie widuję mojej Megan Ramięgi.
Żal mi czasu, którego nie mam dla siebie, na pisanie. Tzn, mam ten czas, ale pozwalam mu płynąć, znikać w bezśladzie.
Ostatni miesiąc upłynął mi szalenie sentymentalnie. Sentymentalizm powiązany jest z szaleństwem. Łzawe poranki, zachłystywanie się rzeczywistością, ludźmi.
Na fali uchodźców syryjskich wielkie ludźmi rozczarowanie, a na fali wolontariuszy Szlachetnej Paczki i paczkowych rodzin wielki nad ludźmi zachwyt. Zmieniamy świat na lepsze, zmieniamy na lepsze świat osoby, którą odwiedzamy. Tak!
Sentymentalizm ma związek z ciocią Marysią. Z tym, że nagle z tej chodzącej i opowiadającej i wspominającej stare czasy i zawsze tak zaangażowanej w moje życie kobiety, stała się stara i bezradna i zbolała. I jak ja ją taką zbolałą zobaczyłam, to od razu w ryk. Bo nie umiem na wodzy utrzymać emocji, a w szczególności rozpaczy i smutku. Jak mnie chwyci ryczę, zamiast podtrzymywać na duchu.
Świadomość, że ciocia Marysia przemija, że kończy się jej świat i czar jej opowieści ... że zmienia się w starą, bezradną, krnąbrną osobę ... zachwiał mną. Przeraził, rozbił. Żałowałam cioci i żałowałam siebie i nie żałowałam tych wszystkich chwil razem spędzonych, chwil na obiedzie w Lawendzie, kiedy ona pierwszy raz próbowała kalmary i tego jak zabrałam ją na zakupy do Manufaktury i jak wspólnie łaziłyśmy po lumpeksach, kupowałyśmy góralskie buty na Górniaku.
Zrobiło mi się smutno, że Marysia tak słabo zna moją córkę, moją Adę. Ada teraz jeździ do cioci do szpitala. Mogłam przyprowadzać ją częściej na Zbaraską, do mieszkania cioci.
Oczywiście, jeśli Bóg, w którego ciocia tak wierzy pozwoli, to może jeszcze wszystko sobie odbijemy.
Ostatnio doświadczałam starości, gdy chorowała i umierała babcia Basia. Tyle że ja nie kochałam Babci Basi. Bo Babci nie kochała mnie. Miałam wtedy 25 lat. Wróciłam z Kosowa, poznałam Wojtka Kowmana, który od miesięcy leży już w grobulcu. Wielki W nie żyje, kumacie? Taki koleś, z taką charyzmą, z taką piękna gęba i tatuażem Indianina.
Zawsze miałam szczęście spotykać ludzi niesamowitych.
Teraz też spotykam waleczne kobiety bez zębów, bo walczyły całymi latami ze swoimi mężami. Teraz uczą się normalności, codzienności, tego że z koleżanką można wypić kawę, bez strachu.
I matki 5-ciorga dzieciaków, które wcale nie są patologią, ale niezwykłą energią i ciepłem, a widać to po ich szczęśliwych dzieciach. Co powiedzieć. Wiwat Życie!
Zawsze miałam szczęście spotykać ludzi niezwykłych, bo jestem gościnna, odważna i otwarta.
Jestem ciekawa. Życia. A życie to ludzie. Dla mnie.
Hej Życie, Moje Piękne - powiem jak Muhibbi.
Zasłoń mnie czasem kotarą z mgły
bym nie patrzyła w przyszłość ze strachem
i nie bała się tracić
Hej Życie, zamiast bać się kresu
widzieć chcę codzienny blask
deszczowej kropli na pajęczynie
utkanej z mgły
Jak fajnie, że tak się toczysz. Jak fajnie, że mam jeszcze 39 lat. Że znam tylu ludzi, których bym już nie znała, mając teraz lat 60siąt. I jaka szkoda, że tak mało czasu poświęcałam cioci Marysi, a teraz ona jest już chora i w szpitalu i może się okazać, że zwyczajnie po ludzku - nie będzie miała siły ...żeby pooglądać ze mną rodzinne, stare zdjęcia. Ma je porozkładane w różnych miejscach i oby się zdarzyło, że uda jej się te wszystkie zdjęcia zebrać. I żebym zobaczyła jeszcze, z górnej szuflady tą karteczkę z odręcznym pismem mojego pradziadka. Bo ciocia Marysia taką karteczkę zachowała.
Najbardziej żal mi czasu, którego dla kogoś nie miałam. Pamiętam te momenty, patrzyłam na mały budzik na regale cioci i w zasadzie to szykowałam się to wyjścia, a przecież mogłam zostać i te zdjęcia zobaczyć i może nawet te ważne dla mnie sobie zabrać. Z Violetką - moją mamą. Ciocia Marysia mówiła o mojej mamie Violetka kiedyś, a teraz mówi Violeta.
Na ścianie, w mieszkaniu cioci wiszą obrazy stryja mojej matki - Piotra.
Te obrazy to historia naszej rodziny, ludzie, których w większości już nie ma i miejsca które nadal są - Wilno, Antokol .... kościół, w którym stryj malował obraz Jezusa wśród dzieci, i na wzór dzieci postawił sobie małą Marysię i jej siostrę Adę Irenę.
Pojadę do tego kościoła. Do tego ich Wilna. Do Wilna z którego w 1945 wszyscy przyjechali. Moja babcia Wanda i dziadek Aleksander zamieszkali na Zgierskiej 38. I tam było tych wileńskich uchodźców wielu. I wszyscy sobie wszystko pożyczali, choć ludzie prawie nic nie mieli. I wspólnie żyli, oddając cześć życiu.
Cześć Życie!
Najbardziej żal mi czasu, którego dla ludzi nie miałam. Bo np. dlaczego tak rzadko widuję rodziców Luka. Kocham ich. Uwielbiam spędzać czas w ich domu, przy kawie, ciastku lub przy najsmaczniejszym obiadku.
Dlaczego nie widuję mojej Megan Ramięgi.
Żal mi czasu, którego nie mam dla siebie, na pisanie. Tzn, mam ten czas, ale pozwalam mu płynąć, znikać w bezśladzie.
Ostatni miesiąc upłynął mi szalenie sentymentalnie. Sentymentalizm powiązany jest z szaleństwem. Łzawe poranki, zachłystywanie się rzeczywistością, ludźmi.
Na fali uchodźców syryjskich wielkie ludźmi rozczarowanie, a na fali wolontariuszy Szlachetnej Paczki i paczkowych rodzin wielki nad ludźmi zachwyt. Zmieniamy świat na lepsze, zmieniamy na lepsze świat osoby, którą odwiedzamy. Tak!
Sentymentalizm ma związek z ciocią Marysią. Z tym, że nagle z tej chodzącej i opowiadającej i wspominającej stare czasy i zawsze tak zaangażowanej w moje życie kobiety, stała się stara i bezradna i zbolała. I jak ja ją taką zbolałą zobaczyłam, to od razu w ryk. Bo nie umiem na wodzy utrzymać emocji, a w szczególności rozpaczy i smutku. Jak mnie chwyci ryczę, zamiast podtrzymywać na duchu.
Świadomość, że ciocia Marysia przemija, że kończy się jej świat i czar jej opowieści ... że zmienia się w starą, bezradną, krnąbrną osobę ... zachwiał mną. Przeraził, rozbił. Żałowałam cioci i żałowałam siebie i nie żałowałam tych wszystkich chwil razem spędzonych, chwil na obiedzie w Lawendzie, kiedy ona pierwszy raz próbowała kalmary i tego jak zabrałam ją na zakupy do Manufaktury i jak wspólnie łaziłyśmy po lumpeksach, kupowałyśmy góralskie buty na Górniaku.
Zrobiło mi się smutno, że Marysia tak słabo zna moją córkę, moją Adę. Ada teraz jeździ do cioci do szpitala. Mogłam przyprowadzać ją częściej na Zbaraską, do mieszkania cioci.
Oczywiście, jeśli Bóg, w którego ciocia tak wierzy pozwoli, to może jeszcze wszystko sobie odbijemy.
Ostatnio doświadczałam starości, gdy chorowała i umierała babcia Basia. Tyle że ja nie kochałam Babci Basi. Bo Babci nie kochała mnie. Miałam wtedy 25 lat. Wróciłam z Kosowa, poznałam Wojtka Kowmana, który od miesięcy leży już w grobulcu. Wielki W nie żyje, kumacie? Taki koleś, z taką charyzmą, z taką piękna gęba i tatuażem Indianina.
Zawsze miałam szczęście spotykać ludzi niesamowitych.
Teraz też spotykam waleczne kobiety bez zębów, bo walczyły całymi latami ze swoimi mężami. Teraz uczą się normalności, codzienności, tego że z koleżanką można wypić kawę, bez strachu.
I matki 5-ciorga dzieciaków, które wcale nie są patologią, ale niezwykłą energią i ciepłem, a widać to po ich szczęśliwych dzieciach. Co powiedzieć. Wiwat Życie!
Zawsze miałam szczęście spotykać ludzi niezwykłych, bo jestem gościnna, odważna i otwarta.
Jestem ciekawa. Życia. A życie to ludzie. Dla mnie.
Hej Życie, Moje Piękne - powiem jak Muhibbi.
Zasłoń mnie czasem kotarą z mgły
bym nie patrzyła w przyszłość ze strachem
i nie bała się tracić
Hej Życie, zamiast bać się kresu
widzieć chcę codzienny blask
deszczowej kropli na pajęczynie
utkanej z mgły
wtorek, czerwca 23, 2015
Dzień Ojca
"Wyjedź z ojcem, dopóki jeszcze jest, poczuj się znów jak dziecko, pozwól żeby tata zaopiekował się Tobą, jak wtedy gdy miałeś kilka lat (...)"-
Oczywiście serdecznie do tego zachęcam, tak samo jak mój były chłopak, którego wpis na fejsbuku przeczytałam przed chwilą. Wpis ilustrowało wzruszające zdjęcie - on z ojcem, obydwoje już dużo starsi.
Starsi panowie, ale razem na górskim szlaku. Fajnie. Wzruszająco.
Aż by się tak chciało ...
Tyle, że na przykład - taka ja- nie mogę zabrać nigdzie mojego ojca i nie dlatego, że umarł.
Umarła nasza relacja.
Do tego stopnia, że nawet dziś, w Dzień Ojca zupełnie zapomniałam, że ojca mam.
Że gdzieś tam sobie mieszka, pracuje, podróżuje, spaceruje z psami.
Kiedy myślę: "ojciec" - widzę Johna w relacji z Adą, albo moją matkę i jej ojca Aleksandra Dowgirda.
Widzę Gochę i Micha, jej tatę. Widzę Luka i Tatę Luka - ojca którego uwielbiam nad życie i który tyle razy mi pomógł.
I nawet w telefonie pan Marek figuruje u mnie, jako "Tata Luka". Tata.
Ojcem, choć porzuconym jest Pan Mirosław, którym opiekuję się już teraz bardziej z ramienia własnego, niż ramienia Szlachetnej Paczki. Mirosław ma 61 lat i 24 letniego syna, który wcale się nim nie zajmuje.
-Panie Mirosławie, jutro Dzień Ojca, czy syn pana odwiedzi?- zapaytałam go wczoraj.
-Nie -
-A dlaczego nie?-
-Nie ma pewnie czasu, pracuje, dostał tą nową pracę - Pan Mirosław broni syna.
Rodzice bronią dzieci, nawet tych złych, które o nich zapomniały.
Ciekawa jestem, czy mój ojciec broni mnie, gdy go ktoś na przykład pyta o tą najstarszą córkę?
-Jak się nazywa ta Twoja córka z Łodzi?-
-Sylwia-
-Co robi?-
-Nie wiem, wyszła za Amerykanina, mają kilkuletnią córkę ( zastanawiam się, czy mój ojciec pamięta, jak jego wnuczka ma na imię ?).
-A ty Sylwia, to masz ojca?-
-Mam-
-Ale żyje?-
-Żyje -
Zauważyłam, że coraz rzadziej opowiadam, kim mój ojciec jest. Kiedyś się tym chwaliłam.
Teraz już się nie chwalę, bo chwalić to się można relacją z osobą, a nie kim osoba jest.
-Mamo, a twój tata żyje?- pyta mnie czasami ( nie bardzo często Ada)-
-Żyje, mieszka w Krakowie, lubi góry, tak jak Ty - Odpowiadam jej.
-On musi za tobą bardzo tęsknić - Stwierdza Ada.
-Nie tęsknimy za sobą. Nasze drogi się rozeszły -
Kiedyś opowiem jej więcej, jeśli będę to więcej pamiętać.
"Wyjedź z ojcem w góry, póki jeszcze żyje, poczuj jego troskę".
No nie wyjadę w góry, choć zew mam do podróży, jak ojciec i do bycia Piotrusiem Panem, jak ojciec.
I pryszcze po ojcu mam.
-Twój ojciec musiał mieć mocne, dobre geny - powiedziała mi niedawno Magda z Nepalu.
Fakt, jesteśmy silnym, zdrowym rodzeństwem przyrodnim: Ja, Agut, Aleksa i Wojtek.
Wydaliśmy też na świat silne i zdrowe potomstwo.
Biologia. Posiadanie ojca w moim przypadku sprowadza się do biologi.
Mocne włosy, silne ramiona, dobra głowa.
Nie zabiorę więc ojca w góry ale ... zabiorę go ze sobą wszędzie, bo gdziekolwiek nie pójdę, on też tam będzie.
Wszystkiego Najlepszego John - jesteś dla Ady najlepszym ojcem! I ona to wie :)
Oczywiście serdecznie do tego zachęcam, tak samo jak mój były chłopak, którego wpis na fejsbuku przeczytałam przed chwilą. Wpis ilustrowało wzruszające zdjęcie - on z ojcem, obydwoje już dużo starsi.
Starsi panowie, ale razem na górskim szlaku. Fajnie. Wzruszająco.
Aż by się tak chciało ...
Tyle, że na przykład - taka ja- nie mogę zabrać nigdzie mojego ojca i nie dlatego, że umarł.
Umarła nasza relacja.
Do tego stopnia, że nawet dziś, w Dzień Ojca zupełnie zapomniałam, że ojca mam.
Że gdzieś tam sobie mieszka, pracuje, podróżuje, spaceruje z psami.
Kiedy myślę: "ojciec" - widzę Johna w relacji z Adą, albo moją matkę i jej ojca Aleksandra Dowgirda.
Widzę Gochę i Micha, jej tatę. Widzę Luka i Tatę Luka - ojca którego uwielbiam nad życie i który tyle razy mi pomógł.
I nawet w telefonie pan Marek figuruje u mnie, jako "Tata Luka". Tata.
Ojcem, choć porzuconym jest Pan Mirosław, którym opiekuję się już teraz bardziej z ramienia własnego, niż ramienia Szlachetnej Paczki. Mirosław ma 61 lat i 24 letniego syna, który wcale się nim nie zajmuje.
-Panie Mirosławie, jutro Dzień Ojca, czy syn pana odwiedzi?- zapaytałam go wczoraj.
-Nie -
-A dlaczego nie?-
-Nie ma pewnie czasu, pracuje, dostał tą nową pracę - Pan Mirosław broni syna.
Rodzice bronią dzieci, nawet tych złych, które o nich zapomniały.
Ciekawa jestem, czy mój ojciec broni mnie, gdy go ktoś na przykład pyta o tą najstarszą córkę?
-Jak się nazywa ta Twoja córka z Łodzi?-
-Sylwia-
-Co robi?-
-Nie wiem, wyszła za Amerykanina, mają kilkuletnią córkę ( zastanawiam się, czy mój ojciec pamięta, jak jego wnuczka ma na imię ?).
-A ty Sylwia, to masz ojca?-
-Mam-
-Ale żyje?-
-Żyje -
Zauważyłam, że coraz rzadziej opowiadam, kim mój ojciec jest. Kiedyś się tym chwaliłam.
Teraz już się nie chwalę, bo chwalić to się można relacją z osobą, a nie kim osoba jest.
-Mamo, a twój tata żyje?- pyta mnie czasami ( nie bardzo często Ada)-
-Żyje, mieszka w Krakowie, lubi góry, tak jak Ty - Odpowiadam jej.
-On musi za tobą bardzo tęsknić - Stwierdza Ada.
-Nie tęsknimy za sobą. Nasze drogi się rozeszły -
Kiedyś opowiem jej więcej, jeśli będę to więcej pamiętać.
"Wyjedź z ojcem w góry, póki jeszcze żyje, poczuj jego troskę".
No nie wyjadę w góry, choć zew mam do podróży, jak ojciec i do bycia Piotrusiem Panem, jak ojciec.
I pryszcze po ojcu mam.
-Twój ojciec musiał mieć mocne, dobre geny - powiedziała mi niedawno Magda z Nepalu.
Fakt, jesteśmy silnym, zdrowym rodzeństwem przyrodnim: Ja, Agut, Aleksa i Wojtek.
Wydaliśmy też na świat silne i zdrowe potomstwo.
Biologia. Posiadanie ojca w moim przypadku sprowadza się do biologi.
Mocne włosy, silne ramiona, dobra głowa.
Nie zabiorę więc ojca w góry ale ... zabiorę go ze sobą wszędzie, bo gdziekolwiek nie pójdę, on też tam będzie.
Wszystkiego Najlepszego John - jesteś dla Ady najlepszym ojcem! I ona to wie :)
środa, grudnia 31, 2014
2014 ...
Właśnie zauważyłam, że .... przy okazji końca roku, coraz częściej skupiam się mocno na tym, co było złe .... Co złego było w tym roku. 2013 był rokiem umierania, 2014 chujowego kręgosłupa.
Plus .... ciągłych z Johnem kłótni.
Podobno mam romantyczną, poetycką duszę .... i fantazję niewiarygodną, jestem etniczną hipiską i energetycznym wulkanem z ogromnym temperamentem i apetytem na życie.
Może taka byłam, na Alasce w 2000 roku, w Kosowie .... może jeszcze nad oceanem. W Irla w 2009 roku powoli nauczyłam się być kobietą udomowioną, a teraz w prawie 2015 roku, jestem przykładem tego, jak człowiek wegetuje w dobrobycie. Jestem przykładem dobrobytowej wegetacji i rozleniwienia. Tego, że cywilizacja zabija życie.
Ożywam raz do roku, na zimowych ustawkach człowieka, którego bardzo kocham: Marcina.
Czy moja dusza jeszcze pamięta?
Bo jeśli nie pamięta, to kto pamięta kim, czym jestem?
Nie czuję się zgorzkniała ani rozczarowana, widzę świat, jakim jest.
Wczoraj, jadąc samochodem, zobaczyłam słońce przebijające się przez drzewa i poczułam się, jak w LESIE.
Powrót do lasu, powrót do korzeni ..... i ..... do słuchania siebie.
Oddaje się dziś, w tym ostatnim dniu roku w ręce losu. Z ufnością i wiarą w Magię. W Magiję.
W tym oddaniu jest całe moje jestestwo i naiwność.
Tęsknię za drogą, miłością.
Tęsknię za sobą.
Plus .... ciągłych z Johnem kłótni.
Podobno mam romantyczną, poetycką duszę .... i fantazję niewiarygodną, jestem etniczną hipiską i energetycznym wulkanem z ogromnym temperamentem i apetytem na życie.
Może taka byłam, na Alasce w 2000 roku, w Kosowie .... może jeszcze nad oceanem. W Irla w 2009 roku powoli nauczyłam się być kobietą udomowioną, a teraz w prawie 2015 roku, jestem przykładem tego, jak człowiek wegetuje w dobrobycie. Jestem przykładem dobrobytowej wegetacji i rozleniwienia. Tego, że cywilizacja zabija życie.
Ożywam raz do roku, na zimowych ustawkach człowieka, którego bardzo kocham: Marcina.
Czy moja dusza jeszcze pamięta?
Bo jeśli nie pamięta, to kto pamięta kim, czym jestem?
Nie czuję się zgorzkniała ani rozczarowana, widzę świat, jakim jest.
Wczoraj, jadąc samochodem, zobaczyłam słońce przebijające się przez drzewa i poczułam się, jak w LESIE.
Powrót do lasu, powrót do korzeni ..... i ..... do słuchania siebie.
Oddaje się dziś, w tym ostatnim dniu roku w ręce losu. Z ufnością i wiarą w Magię. W Magiję.
W tym oddaniu jest całe moje jestestwo i naiwność.
Tęsknię za drogą, miłością.
Tęsknię za sobą.
poniedziałek, września 01, 2014
.... ten ostatni raz ....
"Ten ostatni raz mocno przytul mnie".
Kiedy można o to poprosić, jest fajnie.
Żeby ktoś kogo kochamy nas przytulił, spędził z nami czas, nawet milczący czas.
Kiedy czas jest nadal dla nas, kiedy możemy go dzielić.
Kiedy czujemy że kochamy i czujemy się kochani.
Dziś Ktoś kogo bardzo kocham przestał być dzieckiem.
Ktoś, kogo poznałam kiedy miałyśmy 7 lat.
Miałyśmy kiedyś po siedem lat.
Poszłyśmy do szkoły.
Zaprowadziły nas tam nasze Matki.
Nie pamiętam jej mamy z tamtego akurat dnia.
Ale pamiętam ją z wielu innych dni.
Dobrych i złych, pięknych i okropnych.
Pamiętam, jak ciężko pracowała. I jak nosiła upięte włosy. Czarne. Pamiętam Jej okulary. I tembr głosu, choć akurat to zapominam.
Pamiętam, jak piekła dla nas ciasteczka "całuski". Na Nowomiejskiej, wrzucała je na gorący olej i całuski była, jak marzenie.
Jak robiła nam chałkę z czekoladowym serem.
Jak wściekała się, kiedy zaczepiałyśmy sąsiadów, wrzucając im przez okna śmieci, albo kiedy wchodząc po schodach dzwoniłyśmy do różnych drzwi, szybko później uciekając.
Pamiętam, jak traktowała mnie czasami lepiej, niż moja własna mama i jak mnie też czasami nie lubiła.
Pamiętam, kiedy myślałam, że jest nieśmiertelna .... bo o tym, że umieramy dowiedziałam się może rok przed siódmymi urodzinami i jeszcze nie dowierzałam .....
Pamiętam ją przez całe dzieciństwo i naszą młodość szaloną.
Pamiętam, jak troszczyła się o Adę, kiedy już Adę miałam i byłam dorosłą kobietą.
Siedziała z nią pod oknem. Ada na kolorowym foteliku.
I zawsze mówiłam rozmawiając z moją Przyjaciółką, żeby pozdrowiła Mirkę.
Mirka zmarła ostatniej nocy.
I już nikt nigdy jej nie pozdrowi. Nikt nie przytuli, ani ona nie przytuli nikogo.
Czuję się samotna.
Czuję się podle, bo nie żyję tak jak chcę. Bo czasami nie czuję nic. A przecież żyję.
"I do not want to talk to you about that, it is too private and you are a stranger to me now".
Czuję się podle, bo w takim momencie myślę o sobie.
Mamo, kocham Cię. Mamo nie zostawiaj mnie.
Mamo!
Kiedy można o to poprosić, jest fajnie.
Żeby ktoś kogo kochamy nas przytulił, spędził z nami czas, nawet milczący czas.
Kiedy czas jest nadal dla nas, kiedy możemy go dzielić.
Kiedy czujemy że kochamy i czujemy się kochani.
Dziś Ktoś kogo bardzo kocham przestał być dzieckiem.
Ktoś, kogo poznałam kiedy miałyśmy 7 lat.
Miałyśmy kiedyś po siedem lat.
Poszłyśmy do szkoły.
Zaprowadziły nas tam nasze Matki.
Nie pamiętam jej mamy z tamtego akurat dnia.
Ale pamiętam ją z wielu innych dni.
Dobrych i złych, pięknych i okropnych.
Pamiętam, jak ciężko pracowała. I jak nosiła upięte włosy. Czarne. Pamiętam Jej okulary. I tembr głosu, choć akurat to zapominam.
Pamiętam, jak piekła dla nas ciasteczka "całuski". Na Nowomiejskiej, wrzucała je na gorący olej i całuski była, jak marzenie.
Jak robiła nam chałkę z czekoladowym serem.
Jak wściekała się, kiedy zaczepiałyśmy sąsiadów, wrzucając im przez okna śmieci, albo kiedy wchodząc po schodach dzwoniłyśmy do różnych drzwi, szybko później uciekając.
Pamiętam, jak traktowała mnie czasami lepiej, niż moja własna mama i jak mnie też czasami nie lubiła.
Pamiętam, kiedy myślałam, że jest nieśmiertelna .... bo o tym, że umieramy dowiedziałam się może rok przed siódmymi urodzinami i jeszcze nie dowierzałam .....
Pamiętam ją przez całe dzieciństwo i naszą młodość szaloną.
Pamiętam, jak troszczyła się o Adę, kiedy już Adę miałam i byłam dorosłą kobietą.
Siedziała z nią pod oknem. Ada na kolorowym foteliku.
I zawsze mówiłam rozmawiając z moją Przyjaciółką, żeby pozdrowiła Mirkę.
Mirka zmarła ostatniej nocy.
I już nikt nigdy jej nie pozdrowi. Nikt nie przytuli, ani ona nie przytuli nikogo.
Czuję się samotna.
Czuję się podle, bo nie żyję tak jak chcę. Bo czasami nie czuję nic. A przecież żyję.
"I do not want to talk to you about that, it is too private and you are a stranger to me now".
Czuję się podle, bo w takim momencie myślę o sobie.
Mamo, kocham Cię. Mamo nie zostawiaj mnie.
Mamo!
piątek, marca 07, 2014
Pisanie
Pisanie nie jest jak mówienie
Kiedy mówisz
mówisz to co
inni chcą usłyszeć.
Kiedy piszesz,
piszesz to co
naprawdę chcesz
powiedzieć.
Tak, tęsknię
Tak, utraciłyśmy naszą niewinność
Wszystko przepadło
Nadal wierzę w przyjaźń
od pierwszego wejrzenia
Nadal jest ON
Mój Przyjaciel
Chociaż nie ma już
Ciebie
Przyjaciółko
Zawiodłaś mnie
Ja zawiodłam Ciebie
Nie tak to miało być
Ale jest jak jest
Najważniejsze, że jesteśmy,
Przyjaciółko
Że nie Śmierć nas rozłączyła
Nadal cieszymy się życiem
prawdą
nadal cieszymy się
utraconą niewinnością
Przyjaciółko
7 marca ... 2014
noc poezji
Kiedy mówisz
mówisz to co
inni chcą usłyszeć.
Kiedy piszesz,
piszesz to co
naprawdę chcesz
powiedzieć.
Tak, tęsknię
Tak, utraciłyśmy naszą niewinność
Wszystko przepadło
Nadal wierzę w przyjaźń
od pierwszego wejrzenia
Nadal jest ON
Mój Przyjaciel
Chociaż nie ma już
Ciebie
Przyjaciółko
Zawiodłaś mnie
Ja zawiodłam Ciebie
Nie tak to miało być
Ale jest jak jest
Najważniejsze, że jesteśmy,
Przyjaciółko
Że nie Śmierć nas rozłączyła
Nadal cieszymy się życiem
prawdą
nadal cieszymy się
utraconą niewinnością
Przyjaciółko
7 marca ... 2014
noc poezji
wtorek, grudnia 31, 2013
Żegnaj 2013!
Jak widać pożegnania nie muszą być smutne, bo ja się nie smucę. "Żegnaj" - mówię i doczekać się nie mogę 24:01.
-Co było dla Ciebie najgorsze w tym roku, Sylwia? - zapytał mnie John.
-To, że byłam chora .... ale równocześniej poznałam siebie bardzo odważną, a już siebie takiej odważnej nie pamiętałam. Brave be! To moja rada dla Ady, na przyszłość, na całe życie. Wolność, przyjaźń, ale jednak po pierwsze ODWAGA. Ja jestem taka średniowieczna.-
-Dla mnie najgorsze było, że w tym roku straciliśmy naszych przyjaciół - Powiedział John.
"2013 to będzie rok, w którym wszystko, co miało się zakończyć, zakończy się" - powiedziała mi na pogrzebie ojca Magdy, Iwona. Powiedziała to na miesiąc przed śmiercią swojej matki.
To był taki rok śmierci. Nie umiem inaczej tego nazwać. Kto miał przeżyć, przeżył ...... Taki trochę rok wojny bez wojny.
Rok podróży: Ukraina, Egipt, Bułgaria .... Ta Bułgaria to było takie piękne doświadczenie, a nurkowanie na egipskich rafach - czyste piękno!
Rok nowej więzi - Martyna. Surowej, innej ale głębokiej.
Prawdziwej, szczerej.
Rok więzi, za którą jestem losowi wdzięczna, bo bez niej byłoby mi trudno. To bardziej więź siostrzana niż przyjacielska. Taka namiętna ale bez seksualności.
Taka siostrzana więź szpitalnego łoża. Nigdy tego nie zapomnę.
Rok, w którym zaczęłyśmy się rozumieć z Adą, jak dwie duże dziewczynki: "Jak ty się pięknie bawisz" - powiedziała mi Ada, kiedy razem rozłożyłyśmy lalki i tworzyłyśmy bajkowe królestwa, w których smoki, wiedźmy i piękni rycerze.
Rok, w którym zostawiliśmy Zgierską. Rok, w którym zabrałam ze Zgierskiej jej lustrzane serce. Ma już nowe, piękne miejsce. A ja świadomość, że to miejce jest na mapie mojego serca. Nienaruszalne.
W tym roku nauczyłam się, że dziś to wszystko, co mam. A mam tak dużo. Otaczają mnie ludzie ze snu. John, Ada, Violetta, Pan Marek, Pani Marysia. Tyle dobra. Tyle miłości.
To rok terapii i zrozumienia dlaczego ja i moja mama .... miałyśmy taką a nie inną relację. Najmocniejsza relacja w moim życiu. Teraz już poluzowana, zdrowsza, czystsza.
Widać, że i Rok Śmierci może być przytulony cieplej.
Żegnaj 2013! Mocny, gwałtowny, tornadowy, orkanowy, tajfunowy roku!
Żegnaj Marku, Jurku, Januszu ...... Krzychu .....
Witaj Nowe! Witam Cię z całą nadzieją na Piękno i na Dobro.
I z moją gotowaością, by o to zawalczyć.
-Co było dla Ciebie najgorsze w tym roku, Sylwia? - zapytał mnie John.
-To, że byłam chora .... ale równocześniej poznałam siebie bardzo odważną, a już siebie takiej odważnej nie pamiętałam. Brave be! To moja rada dla Ady, na przyszłość, na całe życie. Wolność, przyjaźń, ale jednak po pierwsze ODWAGA. Ja jestem taka średniowieczna.-
-Dla mnie najgorsze było, że w tym roku straciliśmy naszych przyjaciół - Powiedział John.
"2013 to będzie rok, w którym wszystko, co miało się zakończyć, zakończy się" - powiedziała mi na pogrzebie ojca Magdy, Iwona. Powiedziała to na miesiąc przed śmiercią swojej matki.
To był taki rok śmierci. Nie umiem inaczej tego nazwać. Kto miał przeżyć, przeżył ...... Taki trochę rok wojny bez wojny.
Rok podróży: Ukraina, Egipt, Bułgaria .... Ta Bułgaria to było takie piękne doświadczenie, a nurkowanie na egipskich rafach - czyste piękno!
Rok nowej więzi - Martyna. Surowej, innej ale głębokiej.
Prawdziwej, szczerej.
Rok więzi, za którą jestem losowi wdzięczna, bo bez niej byłoby mi trudno. To bardziej więź siostrzana niż przyjacielska. Taka namiętna ale bez seksualności.
Taka siostrzana więź szpitalnego łoża. Nigdy tego nie zapomnę.
Rok, w którym zaczęłyśmy się rozumieć z Adą, jak dwie duże dziewczynki: "Jak ty się pięknie bawisz" - powiedziała mi Ada, kiedy razem rozłożyłyśmy lalki i tworzyłyśmy bajkowe królestwa, w których smoki, wiedźmy i piękni rycerze.
Rok, w którym zostawiliśmy Zgierską. Rok, w którym zabrałam ze Zgierskiej jej lustrzane serce. Ma już nowe, piękne miejsce. A ja świadomość, że to miejce jest na mapie mojego serca. Nienaruszalne.
W tym roku nauczyłam się, że dziś to wszystko, co mam. A mam tak dużo. Otaczają mnie ludzie ze snu. John, Ada, Violetta, Pan Marek, Pani Marysia. Tyle dobra. Tyle miłości.
To rok terapii i zrozumienia dlaczego ja i moja mama .... miałyśmy taką a nie inną relację. Najmocniejsza relacja w moim życiu. Teraz już poluzowana, zdrowsza, czystsza.
Widać, że i Rok Śmierci może być przytulony cieplej.
Żegnaj 2013! Mocny, gwałtowny, tornadowy, orkanowy, tajfunowy roku!
Żegnaj Marku, Jurku, Januszu ...... Krzychu .....
Witaj Nowe! Witam Cię z całą nadzieją na Piękno i na Dobro.
I z moją gotowaością, by o to zawalczyć.
piątek, września 27, 2013
Mro ilo
Będzie trochę sentymentalnie. Chodzi o moment, momenty są sentymentalne właśnie.
Chodzi o to, że zaczęła się jesień i z tą jesienią tyle NOWYCH sytuacji. Nowych dla mnie i niekoniecznie miłych.
Bo ja lubię intensywnie i do przodu i żeby się działo, a tu nagle STOP SYLLA, stop .... nie wszystko zależy od Ciebie. Są rzeczy, nad którymi nie masz kontroli.
STOP SYLLA. Zatrzymaj się.
Więc SIĘ ... zatrzymuję, niechętnie, chętnie, sama już nie wiem. Ale jak Cię tak życie zatrzymuje, nie możesz odmówić.
I nagle wydaje Ci się, że zdradziło Cię Twoje własne ciało. Ale ono cię nie zdradziło. W jakimś sensie to ty zdradzałaś je latami. No i nie zdradziło Cię tak całkowicie.
Sytuacja jest taka, że człowiek chciałby mieć przy sobie bliskie osoby. Bliskie Osoby. To kolejna kategoria, która na przestrzeni miesięcy uległa zmianie.
Moje ciało, Bliskie Osoby .... Ważne kategorie. Przeceniane.
Dlatego, tak sobie myslę , jeśli w c z a r n e j g o d z i n i e nie ma przy Tobie Bliskich Ludzi .... to oznacza, że ich w ogóle nie ma.
Zgadzam się na to, bo zgadzam się na wszystko, co przynosi mi LOS.
Brak tych bliskich kiedyś ludzi, nie oznacza bowiem braku miłości.
"Mro ilo": "Moj serce mi mówi, że Cię kocham".
Zawalcze na tej arenie, na której stawia mnie moje tu i teraz.
I albo Glorious Life .... albo ..... ;)
Chodzi o to, że zaczęła się jesień i z tą jesienią tyle NOWYCH sytuacji. Nowych dla mnie i niekoniecznie miłych.
Bo ja lubię intensywnie i do przodu i żeby się działo, a tu nagle STOP SYLLA, stop .... nie wszystko zależy od Ciebie. Są rzeczy, nad którymi nie masz kontroli.
STOP SYLLA. Zatrzymaj się.
Więc SIĘ ... zatrzymuję, niechętnie, chętnie, sama już nie wiem. Ale jak Cię tak życie zatrzymuje, nie możesz odmówić.
I nagle wydaje Ci się, że zdradziło Cię Twoje własne ciało. Ale ono cię nie zdradziło. W jakimś sensie to ty zdradzałaś je latami. No i nie zdradziło Cię tak całkowicie.
Sytuacja jest taka, że człowiek chciałby mieć przy sobie bliskie osoby. Bliskie Osoby. To kolejna kategoria, która na przestrzeni miesięcy uległa zmianie.
Moje ciało, Bliskie Osoby .... Ważne kategorie. Przeceniane.
Dlatego, tak sobie myslę , jeśli w c z a r n e j g o d z i n i e nie ma przy Tobie Bliskich Ludzi .... to oznacza, że ich w ogóle nie ma.
Zgadzam się na to, bo zgadzam się na wszystko, co przynosi mi LOS.
Brak tych bliskich kiedyś ludzi, nie oznacza bowiem braku miłości.
"Mro ilo": "Moj serce mi mówi, że Cię kocham".
Zawalcze na tej arenie, na której stawia mnie moje tu i teraz.
I albo Glorious Life .... albo ..... ;)
sobota, sierpnia 24, 2013
strach ma wielkie oczy ....
8 dni, za osiem dni opuszczamy zgierską na zawsze i wydawałoby się, że to będzie moment, kiedy skupię się wyłącznie na tym opuszczaniu ... na dramatyzmie i romantyzmie .... tęsknocie za każdą starą, wywaloną na śmietnik rzeczą ....
I na tym jeszcze w dniu 10-tym się skupiałam .... Wynosiłam właśnie plastikowy worek do śmieci .... i moje oko zatrzymało się na pudeleczku, które dostałam od Romka Pawlukiewicza .... i na zegarkach Dziadka Alka ...... I te zegarki schowałam do kieszeni, bo nie mogłam ich wyrzucić .... Nie mogłam również zgłębiać zawartości plastikowego worka ..... bo zatrzymałabym prawie wszystko ......
Rzecz to nie tylko rzecz, to także zapach .... zapachy pozostają w pamięci ....
9-tego dnia pakowania ...... ( 10, 9, 8 odliczanie) ... pojawiła się już Bożenka, siostra mojej mamy i zrobiło się jeszcze pełniej ...... Bo nie tylko, Violetta, Sylwia i Ada pakowały stare życie ......
Myślałam dnia dziesiątego, że najgorsze byłoby takie pakowanie w SAMOTNOŚCI ....
Miałam wielkie szczęście , pakowałam bowiem dzieciństwo z tymi, którzy owo dzieciństwo współtoworzyli.
Jeden telefon 9-tego dnia wystarczył, żeby wyrwać mnie z tej magii pożegnania, jeden telefon wystarczył żebym zrozumiała, że jak się opuszcza mieszkanie, to żadna to wielka sprawa, bo przecież można opuszczać ziemski padół .... i wtedy to JEST sprawa wielka ....
Niechaj Bogowie zręcznie ważą moje losy i po mądremu i zgodnie z własną wolą ...... Niechaj .....
I na tym jeszcze w dniu 10-tym się skupiałam .... Wynosiłam właśnie plastikowy worek do śmieci .... i moje oko zatrzymało się na pudeleczku, które dostałam od Romka Pawlukiewicza .... i na zegarkach Dziadka Alka ...... I te zegarki schowałam do kieszeni, bo nie mogłam ich wyrzucić .... Nie mogłam również zgłębiać zawartości plastikowego worka ..... bo zatrzymałabym prawie wszystko ......
Rzecz to nie tylko rzecz, to także zapach .... zapachy pozostają w pamięci ....
9-tego dnia pakowania ...... ( 10, 9, 8 odliczanie) ... pojawiła się już Bożenka, siostra mojej mamy i zrobiło się jeszcze pełniej ...... Bo nie tylko, Violetta, Sylwia i Ada pakowały stare życie ......
Myślałam dnia dziesiątego, że najgorsze byłoby takie pakowanie w SAMOTNOŚCI ....
Miałam wielkie szczęście , pakowałam bowiem dzieciństwo z tymi, którzy owo dzieciństwo współtoworzyli.
Jeden telefon 9-tego dnia wystarczył, żeby wyrwać mnie z tej magii pożegnania, jeden telefon wystarczył żebym zrozumiała, że jak się opuszcza mieszkanie, to żadna to wielka sprawa, bo przecież można opuszczać ziemski padół .... i wtedy to JEST sprawa wielka ....
Niechaj Bogowie zręcznie ważą moje losy i po mądremu i zgodnie z własną wolą ...... Niechaj .....
środa, lipca 31, 2013
Kto jeździ tramwajami i autobusami?
Dawno już nie jechałam tramwajem. Dlaczego?
Bo jestem babą z samochodem, która się rozleniwiła.
Wczoraj jednak,
kupiłam bilet i stanęłam na przystanku autobusowym. Czekałam na 99.
Czekałam kilka minut. Nadjechało. Wsiadłam i nawet usiadłam.
Obok mnie stary rockendrolowiec ( bardzo stary rockendrolowiec
z bardzo dużym brzychem w bardzo dużej koszulce). Z wielkimi słuchawkami na
uszach, z bardzo długimi włosami ( plus łysina na środku głowy), z kitulcem
tłustulcem na plecach.
Wcisnęłam się na miejsce obok niego. Przy oknie, na przeciwko
siedziała młoda stara ( taka jak ja) w krótkich jeanoswych spodenkach i podkoszulku. Starałam się nie skupiać na jej
udach, ale cały czas oko uciekało. Uda
miała całkiem ok. Twarz już nieco zużytą, ale tak od tyłu, to spokojnie
28 latka przy lekkiej kości. Też ze słuchawkami na uszach.
Pomyślałam, że każdy wiek ma swoje ubiorowe prawa ( głos kobiety w berecie) i pewnie
wyglądałaby lepiej w stroju spódnica i bluzka ( sama taki właśnie miałam).
I nie tylko miałam na sobie spódnicę za kolano, bucik na
obcasie i białą bluzkę w kwiaty ( ale kwiatów mało), ściskałam też w moich
spracowanych, żylastych dłoniach 2 prawdziwe REKLAMÓWKI!
Jedną ze świata książki ( w niej dwie pozycje Vonnegut:
Śniadanie Mistrzów plus Albert Wass, jakiś węgierski bóg literatury: „Czarownica
z Fubtinel”). W reklamówce wciśnięte były też spodenki z lumpeksu, takie z
gumką za kolanem, biała bluzeczka z kwiatami i cekinami w stylu : rusałka i
jeansowa koszula Vintage – inspiracje Martyną).
Ściskałam te torby na
kolanach, a pod pacha prawdziwą kobiecą, skórzaną torebkę.
Byłam kobietą z autobusu w 100%!
W autobusie wcale nie śmierdziało, ani kiełbasą, ani potem,
ani kurczakiem, ani czosnkiem. Pachniało normalnie.
Nienormalne słowa dochodziły tylko „ z kabiny pilota”, czyli
od kierowcy, który miał przecież zmianę, więc po co ten 2 kierowca się stawi,ł
i co to kurwa jest i w ogóle jakiś burdel na kółkach. Później zgłaszał się na
dyżurkę i głośno rozmawiał przez CB radio. Z tej rozmowy dowiedziałam się, że
najważniejsze to stawić się w robocie o czasie, a cała reszta ….. trudno, cała
reszta jest nieważna.
Nie pamiętam, kto siedział dokładnie na przeciwko mnie, ale
wiem za to, kto siedział boczkiem tuż za
tą osobą : kobieta matka ziemia. Trudny do określenia wiek, siwawe naturalne
włosy, krótkie, kręcone, piękne pełne usta i takie żywe, błyszczące niebieskie
oczy. Księżniczka, naprawdę księżniczka.
Wgapiałam się w nią, bo była fascynująca.
Takie wgapianie się oczywiście nie przystoi Pani w autobusie,
szczególnie kiedy trzyma w ręku
prawdziwe reklamówki.
Na jednym z wielu przystanków wsiadła znajoma Pani ze „
Spalonego Sklepu” , oficjalna nazwa : SAM SCAN” – przywitałyśmy się skinieniem
głowy. Nie wiedziałam, że kuleje, teraz już wiem.
Zawsze siedzi za kasą albo, jak to się dziś mówi: „ na kasie”.
Określenie siedzieć na kasie, kojarzy mi się z kobitami, które mają tony
pieniędzy i na nich siedzą.
Takie, co to warto napadać ( wskazówka dla złodziei).
Krew kobiety ze Zgierskiej jednak mocno płynie w moich
żyłach.
Dlatego złodziej milszy mi niż przechodzień.
Na przystanku tuż przy Targowisko Dolny Rynek ….. ( jakie
wzniosłe określenie na ryn bałucki : targowisko!), wsiadła Para- Jacek i
Barbara: ona grubica, z wytrzeszczem, autentycznym wytrzeszczem. On … taki
szczupły, ale jak rzepa chłop na schwał, spodnie jasne, czyste, odprasowane,
koszula w środeczku, a na tej koszuli napis po angielsku: get another Mac (
Apple).
Pomyślałam, że ten koleś pewnie nigdy nawet nie widział
komputera mac i pewnie nie zobaczy, ale reklamuje na plecach zupełnie bez
świadomości.
Jak ten Jacek się nad tą Barbarą w tym autobusie prężył. Jak ona
radośnie świergotała. Wisiał nad nią cały objuczony reklamówkami.
Była też para, stojąca tuż obok: pani dupiasta około 50siątki
z malutkim mężem. Takie przykładne małżeństwo. Ona ubrana bez gustu, zielona podkoszulka
z rękawem z koronki, do tego bardzo kwiecista spódnica w turkusach, opinająca
się na naprawdę solidnej dupeczce.
Siedzieliśmy, staliśmy, opieraliśmy się – autobusowe bractwo
w drodze.
Mój przystanek to był naprawdę przystanek najlepszy ( może
oprócz tego Targowiska) – 11 listopada TESCO. Kobieta z reklamówkami po prostu musi
wysiąść przy Tesco.
Wysiadałam, życzyłam miłego dnia Pani ze Spalonego Sklepu.
Oni mnie też.
W drodze do domu, tachając reklamówki, z których byłam tak
dumna w autobusie, weszłam do „Naszej Piekarni”, kupiłam w s z y s t k o na zalewajkę (!), czy można być bardziej
gospodynią? Czy można?
niedziela, kwietnia 14, 2013
Idealnie znaczy na zawsze ...
Gdybym miała nie czuć, że coś jest na zawsze, że coś jest wyjątkowe, wspaniałe, jedyne ..... Gdybym miała zawsze czuć tylko, że coś jest w porządku, stabilne, fajne ..... np. z przyjaźnią ..... to wolałabym nadal, choćby przez chwilę, (bo podobno idealne rzeczy nie istnieją) ....czuć tą dozgonną intensywność .... wyjątkowość .....
I kiedy to się rozbija, kiedy czujesz rozczarowanie .... to nadal .... wierzysz, że idealne jest możliwe ....
I że to magiczne myślenie jest tym, co czyni ciebie. I nie chcesz akceptować, że związki między ludzmi zmieniają się i że na miejsce intesywności i ślepej miłości pojawia się .... " coś w porządku, stabilnego i fajnego".
Czuję rozczarowanie ..... ale jeśli taka jest cena intensywnego odczuwania niezgłębionej pełni, to mówię temu TAK ! TAK! TAK! Chcę czuć się Tobą rozczarowana .... chcę czuć się porzucona przez Ciebie, Przyjaciółko , Słońce Mojej Duszy. Chcę.
Chcę, było warto ....
Life oh life ....
poniedziałek, kwietnia 01, 2013
Spędzanie r a z e m czasu.
Dość późno ale właśnie zrozumiałam, na czym polega bycie b l i s k o ... otóż na spędzaniu ze sobą czasu ... Jakie to proste.
Kiedyś ludzie siadali w kręgu, tradycyjne społeczności wsłuchiwały się w opowieści starych i starszych ludzi, pozwalały dzieciom na wyrażanie emocji .... innymi słowy dawały głos tym, którzy w dzisiejszej kulturze mają tego głosu coraz mniej. Dzieci zapycha się czekoladą i sadza przed telewizorem i w ten sposób nie spędza się już z nim czasu, będąc "razem" r a z e m się nie jest. Podobnie z osobami starszymi .... Starsze osoby mają siedzieć w swoich domach, ewentualnie w domach starców. Nie, nie chcę dramatyzować, chcę opowiedzieć, jak jest w tej kwestii u mnie.
U mnie w tej kwestii jest następująco - szukam miejsca dla siebie każdego dnia, spełniam swoje domowe obowiązki i pracowe obowiązki. Czy nad tymi obowiązkami się zatrzymuję, czy je kontempluję ? Raczej nie.
Marzy mi się zawsze ucieczka do mojego białego pokoju z widokiem na wiosenne śniegi .... ( Wiosna ? Wiesna ! Przybywaj!). W tym moim pokoju odpływam w światy wirtualne ( tvn 24, onet pl, mój blog ale nieczęsto, google translator, strony o bezdomnych psach, strony z ofertami domów na sprzedaż ..... etc.).
Moja mama zaszyta w drugim pokoju czyta albo bawi się z Adą, John pracuje na swojej górce. Oto jesteśmy, nasza czwórka rodzinna.
Razem?
Nie ... zupełnie nie razem.
Jak idę biegać, to też biegam sama, ze słuchawkami na uszach.
I kilka dni temu pierwszy raz zwróciłam uwagę na to, że jak wchodzi do pokoju moja mama, żeby
zagaić rozmowę, to .... ja znad komputera patrzę na nią nieobecna i czekam żeby już przestałą gadać, bo chce dalej ... robić swoje wielkie, wielkie nic.
I jak John pyta wieczorem, czy idziemy p o s i e d z i e c razem w kuchni i napić się wódki i zapalić szyszę ... to ja znów wilkiem, wilkiem, bo przecież przeglądam na allegro " pamiątki prl-u" i wspominam swoje dzieciństwo ... grę w myszki, pszczółkę Maję z gumy i takie tam.
Dziś akurat życie zapukało do naszego domu głośno i wyraźnie, moja mama trafiła do szpitala z powodu migotania przedsionków. Strach, złapanie za rękę, nawet mi przez myśl nie przeszło, żeby włączyć komputer, kiedy czekałyśy na ambulansik.
I jak już ją odwiedziłam w szpitalu i okazało się, że staruszka leżąca po prawej stronie to moja ukochana Pani Woźna z XIII liceum .... to nagle w tym pokoju odkryłam prawdziwą bliskość i ciszę.
W pokoju szpitalnym, w małej 2 osobowje salce nie było ani telewizora .... ani komputera, ani nawet archaicznego radia .......
W pokoju byli t y l k o ludzie.
I na dodatek b l i s k o , bo pokój był mały.
I jak już sobie powspominałyśmy z Panią Jadwigą, te jej38 lat pracy w XIII liceum ... (Swoją drogą niesamowite było to, że ona mnie rozpoznała. Że jak tylko wlazłam do sali, powiedziała: "O ... znajoma buzia"), jak już sobie powspominałyśmy, to ja poczułam, że od przyjazdu do Polski straciłam tak dużo czasu ....
Tak dużo czasu .... nie będąc właśnie blisko ..... z Najbliższymi.
A, jak powiadali Pradawni: .... żadni bogowie nie wybaczą nam ,że zmarnowaliśy świt ....
Czas bowiem, jest nam chojnie dany ... tylko na jakiś czas.
Nie będąc blisko, robimy sobie z tego czasu żarty, a CZAS tego nie lubi ....
Mamo, zdrowiej!
https://www.youtube.com/watch?v=gymRAZx9Z1o
wtorek, marca 26, 2013
Egipt .... czyli spełniony sen dzieciństwa.
„Z dala od domu …. jestem bardziej sobą”.
Egipt, spotkanie dwóch światów.
Na 18 urodziny, czyli
blisko 20 lat temu, od przyjaciółki mojego dzieciństwa dostałam album o Egipcie
i starożytnych cywilizacjach. Album był bardzo kolorowy, dużo bardziej kolorowy
niż lata 90 – te. Lata 90- te to był
dopiero początek kolorów. ( Kiedy to
wszystko zapisuję, czuję się jakbym miała ze 200 lat, albo lepiej 7 tysięcy
lat, kiedy to narodziła się egipska cywilizacja).
Zastanawiam się, czy pisanie długopisem, na skrawku
papieru, nie wydaje się dziś dziwne?
Dziś bowiem piszemy na „iPodach”,”
laptopach”,” mini topach” i innych cywilizacyjnych cudach techniki.
Pisząc na kartce, sama
siebie czynię średniowieczną, a może raczej renesansowo oświeconą.
Bycie w takiej drodze, jak
Egipt … przynosi uczucie oświecenia, zakotwiczenia w tu i teraz, spełnienia
najwyższego i spokoju.
Za oknem Morze Czerwone. Prawie wschód słońca nad
Czerwonym Morzem. Moment przejścia. Celtycki węzeł. Spotkanie dwóch światów:
nocy i dnia …
Dodatkowo stoję na brzegu
…. ale już prawie w wodzie. I znów dwa światy: morze i ląd.
***
Egipt to trochę świat
widziany przez okno, świat niepoznany. Świat opowiedziany ustami arabskiego
przewodnika, który o swoim kraju wyrażał się z godnym pozazdroszczenia szacunkiem.
„U nas wcześniej
mężczyźni żenili się po 20 – stce, teraz to się zmieniło, facet musi najpierw z
10 lat pracować, żeby było go stać na
małżeństwo, kupno albo wynajem domu, biżuterię dla żony. Tu w Egipcie wszystko
jest drogie. Dobrze jeśli rodzina jest zamożna i pomoże … wtedy jest łatwiej.
Wcześniej żeby się ożenić wystarczyło mieć kąt u rodziców, teraz trzeba mieć co
najmniej własny pokój. Dziewczyny
wychodzą za maż około 25 roku życia, wcześniej miały po 17 – 18 lat. Średnio na
rodzinę przypada pięcioro dzieci. Edukacja w Egipcie zdecydowanie lepsza w
okolicach Kairu i Aleksandrii – dawnej egipskiej stolicy. Tu w Górnym Egipcie
ludzie żyją przede wszystkim z rolnictwa. Mniej myślą o edukacji ale szkoły są,
podstawówki koedukacyjne, ale już gimnazjum i
liceum oddzielne dla facetów i dziewczynek. Edukacja w Egipcie nie jest
obowiązkowa, ale jest darmowa, nawet wyższa”.
Kiedy Ahmed tak opowiadał
o Egipcie, nasz sąsiad: stary młody
opalony koleś, który podróżował z młodziutką córką lub kochanką o imieniu
Jessica – stwierdził: „ Spójrz Jess, oni tu żyją, jak psy” .
Kolorowe kobiety w
chustach, wesołe dzieci, które chętnie machają.
-„ Myślę John, że arabskie kobiety są tak samo ciekawe nas,
jak my ich ….” –
Tylko, że nie za bardzo
możemy się do siebie zbliżyć.
Nie rozumiem się, nie
widzimy, nie stykamy. Dwa światy choć niby jeden kobiecy świat.
Przed szkołą w Luksorze,
przez oddzielające mnie od świata okno autobusu zobaczyłam mamę odbierającą ze
szkoły córkę. Nie pamiętam, czy to ja
pierwsza zaczęłam machać … Nasze spojrzenia spotkały się, ręce zaczęły się
ruszać, mała dziewczynka zaczęła się śmiać. Ja poczułam wielką radość kontaktu.
Wielką radość, jaką niesie kontakt z drugim człowiekiem. Na kilka sekund
połączyły się nasze dwa światy. A potem
autokar ruszył.
Krajobrazy za oknem zmieniały się, rzeka, palmy, krokodyl w Nilu …
Krajobrazy za oknem zmieniały się, rzeka, palmy, krokodyl w Nilu …
Nil to serce Egiptu. Życiodajna rzeka.
Pustynia.
***
W Świątyni Hatszepsut w
1997 roku ekstremiści islamscy zamordowali 58 osób. Zebrali zwiedzających
turystów na placu przed zapierającą dech w piersiach świątynią …. Przed tym
cudem dawnej cywilizacji, kultury świadectwem i wywalili do nich całe
magazynki.
Hatszepsut była kobietą
faraonem, doskonale rządziła Egiptem. Żeby zasiąść na tronie opowiedziała o
tym, jak sama Bogini Hathor karmiła ją
swoim mlekiem. I o tym , że została poczęta z Boga Słońca. I nie mogło już być
żadnego sprzeciwu wobec takiej bogini zasiadającej na tronie. I nie było.
W Luksorze zaczepili nas
nastoletni chłopcy.
- Zrobisz nam zdjęcie?-
-Jasne, a skąd jesteście?
–
- Jesteśmy z Egiptu … A
teraz zrób sobie zdjęcie z każdym z nas ?
-
Nasz przewodnik wyjaśnił,
że dzieciaki proszą o zdjęcia, bo pierwszy raz są w Luksorze, przybywają z
małej wioski i nigdy nie widzieli turystów.
Zastanawiam się, czy to
prawda? Bo skąd u wiejskiego chłopaka telefon komórkowy z aparatem ….
Z drugiej strony w każdej
wiosce widać anteny satelitarne, więc może Ahmed nie kłamał.
Egipcjanie w świątyni w
Karnaku atakowali tak zawzięcie, że jak udało się nam wyrwać ze szponów
jednego, przybywał kolejny :
-Lejdi Friend, zobacz tu
skarabeusz Hatszepsut, potrzyj go na szczęście – Skarabeusz rzeczywiście był
czarny i wyglądał na wielokrotnie pocieranego … A kto nie chciałby szczęścia
prosto z egipskiej świątyni ?
Tylko, że w taki magiczny
sposób chyba zyskać szczęścia nie można. Jedynie przez pracę z umysłem.
Przyjechałam do Egiptu
smutna … w poczuciu nieważności wielu rzeczy, rozczarowana swoim zachowaniem, choć
walcząca o poczucie odrębności, walcząca o zachowanie swoich stratowanych
granic.
Z dala od domu …. jestem
bardziej sobą. Z dala od domu mam czystą kartę. Uwielbiam to.
Odżywam. Ludzie
postrzegają mnie, nie przez pryzmat kim byłam, ale kim jestem. I mam czas dla
Johna i on ma czas dla mnie.
Pustynne gorące powietrze
rozpuściło lód w moim sercu. Znów ocaliła mnie droga. Rejs po Nilu na dachu małej łodzi … Rejs z
wschodniego brzegu na brzeg zachodni. Wymarzony rejs do Doliny Królów, gdzie
spoczywają Faraonowie, którzy nie zdecydowali się na budowanie piramid, ale
chcieli spocząć wiekuiście w ukrytym w dolinie grobowcu. Nauczeni
doświadczeniem zrabowanych piramid w Gizie, wybrali miejsce spokojne …
Spokój jest ważny i brak
paniki jest ważny.
Podróż do krainy z
dziecięcych marzeń, podróż do świata Faraonów, o którym czytała mi babcia,
okazała się takim pocałunkiem matki w
rozbite serce swojego dziecka. Dzieckiem byłam ja …
Świat – Matką. Pocałunek
przyniósł ulgę i momentalnie przestałam płakać.
15.03.2013 Marsa Alam ok.
9:00.
niedziela, marca 24, 2013
magiczne kamienie
Wróciłam z pięknej egipskiej drogi .... z dwoma tokenami: wspaniałym pierścieniem z turkusem i branzoletką z lazurytami.
Zakochałam się w tych dwóch rzeczach i wybrałam je bez wybierania.
Teraz czytam o magii tych kamieni i oto, co znajduję:
"Turkus - już przez starożytnych Egipcjan uważany za magiczny i święty często wykorzystywany do wykonania ochronnych i uleczających amuletów. Według wierzeń turkus zmienia barwę by ostrzec właściciela przed zdradą i niebezpieczeństwem. Łączy w sobie mądrość Nieba i Ziemi, jest kamieniem opiekuńczym, chroni naszą aurę przed szkodliwymi wibracjami. Turkus nazywany jest strażnikiem cnoty, który ma nadawać też trwałość związkom przyjaźni. W średniowieczu ceniony zwłaszcza przez młode niewiasty, jako pomagający w zdobyciu przychylności rycerzy.
Zakochałam się w tych dwóch rzeczach i wybrałam je bez wybierania.
Teraz czytam o magii tych kamieni i oto, co znajduję:
"Turkus - już przez starożytnych Egipcjan uważany za magiczny i święty często wykorzystywany do wykonania ochronnych i uleczających amuletów. Według wierzeń turkus zmienia barwę by ostrzec właściciela przed zdradą i niebezpieczeństwem. Łączy w sobie mądrość Nieba i Ziemi, jest kamieniem opiekuńczym, chroni naszą aurę przed szkodliwymi wibracjami. Turkus nazywany jest strażnikiem cnoty, który ma nadawać też trwałość związkom przyjaźni. W średniowieczu ceniony zwłaszcza przez młode niewiasty, jako pomagający w zdobyciu przychylności rycerzy.
"Ze
względu na to, że posiadał tak ogromną siłę, nazywano go także
kamieniem zwycięzcą. Ozdabiano nim siodła końskie, by strzegły jeźdźca i
wierzchowca zarazem, wtapiano je w głownie miecza i sztyletu, by
używający ich rycerz zawsze wychodził obronną ręką z walki. Jednak nie
wszyscy wiedzieli, że siła tego minerału może obrócić się przeciwko
swemu właścicielowi, jeżeli tylko zacznie on czynić zło.
Stare
podania głoszą, że turkus tak może zespolić się ze swoim opiekunem, że w
przypadku choroby lub śmiertelnego zagrożenia sam pęka, chroniąc w ten
sposób osobę, która go nosi."
Źródło: hagal.pl
Turkus był zawsze uważany za kamień ochronny, silny amulet chroniący przed nieszczęściami i "złym urokiem". Poza ochroną obdarza pogodą umysłu, opanowaniem, siłą psychiczną - strzeże przed upadkiem. Jest szczególnie polecany kierowcom - wzmacnia refleks, chroni przed wypadkami. Przynosić ma także szczęście rodzinne i powodzenie. Turkus jest kamieniem dzieci, dziewic i młodych żon. Amulet podarowany bliskiej sercu osobie - wzmacnia uczucie, zapewnia uczucie czyste i niezmienne, chroni przed przeciwnościami losu. Doskonały kamień dla osób spod znaku strzelaca, wodnika i ryb."
Turkus był zawsze uważany za kamień ochronny, silny amulet chroniący przed nieszczęściami i "złym urokiem". Poza ochroną obdarza pogodą umysłu, opanowaniem, siłą psychiczną - strzeże przed upadkiem. Jest szczególnie polecany kierowcom - wzmacnia refleks, chroni przed wypadkami. Przynosić ma także szczęście rodzinne i powodzenie. Turkus jest kamieniem dzieci, dziewic i młodych żon. Amulet podarowany bliskiej sercu osobie - wzmacnia uczucie, zapewnia uczucie czyste i niezmienne, chroni przed przeciwnościami losu. Doskonały kamień dla osób spod znaku strzelaca, wodnika i ryb."
"Lapis Lazuli , kamień o zadziwiających właściwościach!
Niebieski, prawie granatowy nakrapiany złotem, pochodzi z USA, Chile, Bliskiego Wschodu, Egiptu i Afganistanu, Rosji i Włoch.
Jego nazwa pochodzi od łacińskiego słowa "Lapis", co oznacza kamień, a od arabskiego słowa "azul", czyli niebieski.
Ten piękny kamień, nazywany "kamieniem bogów" jest świetnym "obrońca". Posiada moc magiczną, w starożytnych księgach egipskich czytamy, że był zastrzeżony wyłącznie do użytku Faraonów!
Pewne jest, że Lapis Lazuli jest kamieniem, który przynosi szczęście, dobry humor i radośc!
Uwalnia od stresu, pomaga odnaleść spokój i wewnętrzną harmonię.
Wprowadza w stan harminii fizycznej, emocjonalnej, umysłowej i duchowej. Jak większość niebieskich kamieni, Lapis Lazuli, wpływa korzystnie na gardło i przyczynia się do uwolnienia od negatywnych emocji.
Promuje komunikację i ekspresję, pomaga wyrażać siebie, swoje opinie, emocje, unikając przy tym sprzeczek. Prawdopodobnie dlatego ten kamień pomaga stworzyć przyjazne stosunki, wszelkie wrażenia przyjaźni i miłości!"
Niebieski, prawie granatowy nakrapiany złotem, pochodzi z USA, Chile, Bliskiego Wschodu, Egiptu i Afganistanu, Rosji i Włoch.
Jego nazwa pochodzi od łacińskiego słowa "Lapis", co oznacza kamień, a od arabskiego słowa "azul", czyli niebieski.
Ten piękny kamień, nazywany "kamieniem bogów" jest świetnym "obrońca". Posiada moc magiczną, w starożytnych księgach egipskich czytamy, że był zastrzeżony wyłącznie do użytku Faraonów!
Pewne jest, że Lapis Lazuli jest kamieniem, który przynosi szczęście, dobry humor i radośc!
Uwalnia od stresu, pomaga odnaleść spokój i wewnętrzną harmonię.
Wprowadza w stan harminii fizycznej, emocjonalnej, umysłowej i duchowej. Jak większość niebieskich kamieni, Lapis Lazuli, wpływa korzystnie na gardło i przyczynia się do uwolnienia od negatywnych emocji.
Promuje komunikację i ekspresję, pomaga wyrażać siebie, swoje opinie, emocje, unikając przy tym sprzeczek. Prawdopodobnie dlatego ten kamień pomaga stworzyć przyjazne stosunki, wszelkie wrażenia przyjaźni i miłości!"
wtorek, marca 19, 2013
Wiersz o ....
Cyprian Kamil Norwid
ŚMIERĆ
Skoro usłyszysz, jak czerw gałąź wierci,I
Piosenkę zanuć lub zadzwoń w tymbały;
Nie myśl, że formy gdzieś podojrzewały;
Nie myśl - o śmierci...
Przed-chrześcijański to i błogi sposóbII
Tworzenia sobie lekkich rekreacji,
Lecz ciężkiej wiary, że śmierć - tyka osób,
Nie sytuacji - -
A jednak ona, gdziekolwiek dotknęła,III
Tło - nie istotę, co na tle - rozdarłszy,
Prócz chwili, w której wzięła, nic nie wzięła -
- Człek od niej starszy!
środa, lutego 13, 2013
z dna mojej rany
"Nie ma takiego piekła, z którego nie można wrócić" - napisał mi dziś Marcin.
Trzymam sie tego.
Wczoraj w nocy - rozpadłam się, roztrzaskałam.
Sama sobie to zrobiła.
Brak wybaczenia to piekło.
Na szczęście z tej ciemności i zgnilizny i rozdarcia jest do czego i do kogo wracać, bo gdybym teraz była sama .....
Jutro jadę na narty, w poniedziałek mam urodziny, a w środę biegę ( ostatnio bardzo dużo biegam ) do pani psycholog.
W moim wieku nadal nie wiem, jak poradzić sobie z dzieciństwem, brakiem. Nie wiem, jak sobie z Nią poradzić. Ani, jak ze sobą.
Im bardziej się rozpadam, tym bardziej tęsknię za Irlandią, za pięknem ...... za dobrem ....... za spokojem ......
Uffff
Trzymam sie tego.
Wczoraj w nocy - rozpadłam się, roztrzaskałam.
Sama sobie to zrobiła.
Brak wybaczenia to piekło.
Na szczęście z tej ciemności i zgnilizny i rozdarcia jest do czego i do kogo wracać, bo gdybym teraz była sama .....
Jutro jadę na narty, w poniedziałek mam urodziny, a w środę biegę ( ostatnio bardzo dużo biegam ) do pani psycholog.
W moim wieku nadal nie wiem, jak poradzić sobie z dzieciństwem, brakiem. Nie wiem, jak sobie z Nią poradzić. Ani, jak ze sobą.
Im bardziej się rozpadam, tym bardziej tęsknię za Irlandią, za pięknem ...... za dobrem ....... za spokojem ......
Uffff
niedziela, grudnia 16, 2012
"Na smierć pięknej kobiety"
"Na smierć pięknej kobiety"
....
Smutno mi Boże
....
to był
pogrzeb, na który nie dotarłeś
A ta, która umarła, śniła mi się prośbą:
Przyjdź, bądź ....
Przyszłam
Pusto było na tym pogrzebie
Za pusto
Nie było Ciebie
życia zabrakło
i cisza ogłuszyła
Nieobecni uderzyli w łeb
Poczułam, jaka byłaś SAMA
Nie wiedziałam
Wiedziałam,że byłaś
wiedziałam, że byli ludzie
że były tłumy ludzi
Sosnowa, jaśniutka trumna
Przepraszam Cię
że życie uciekło
że wśród obietnic wielkości
kryła sie też ta groźba
Nie godzę się na umieranie
Wracaj, zatańcz, opowidz mi historię
o uratowanym żydowskim dziecku
Smutno mi Boże,
to był pogrzeb, na który
nie dotarłeś....
....
Smutno mi Boże
....
to był
pogrzeb, na który nie dotarłeś
A ta, która umarła, śniła mi się prośbą:
Przyjdź, bądź ....
Przyszłam
Pusto było na tym pogrzebie
Za pusto
Nie było Ciebie
życia zabrakło
i cisza ogłuszyła
Nieobecni uderzyli w łeb
Poczułam, jaka byłaś SAMA
Nie wiedziałam
Wiedziałam,że byłaś
wiedziałam, że byli ludzie
że były tłumy ludzi
Sosnowa, jaśniutka trumna
Przepraszam Cię
że życie uciekło
że wśród obietnic wielkości
kryła sie też ta groźba
Nie godzę się na umieranie
Wracaj, zatańcz, opowidz mi historię
o uratowanym żydowskim dziecku
Smutno mi Boże,
to był pogrzeb, na który
nie dotarłeś....
środa, listopada 21, 2012
Pokłosie
Kolega Żyd wysłał mi dziś link z JTA (The Global News Service of the Jewish People) o zniszczeniu żydowskich grobów na cmentarzu w Łodzi.
http://www.jta.org/news/article/2012/11/20/3112446/gravestones-destroyed-at-polish-jewish-cemetery
Zniszczono 20.
Co to jest dwadzieścia? Tylko dwadzieścia.
Po co od razu szkalować Polaków Chrystusów Narodów.
Cierpiętników i bohaterów.
Zawistnych tylko czasami. Nerwowych i agresywnych, bo przecież każdego dnia walczą o lepsze jutro. Polacy są nerwowi, bo .... żyją biednie i nie mają poczucia bezpieczeństwa. Dlatego tak różnią się od Irlandczyków, którzy poprostu sobie żyją, bez pośpiechu.
I jak odwożą dzieci do szkoły nie trąbią i nie wymachują ręką na kogoś, kto niezdarnie z zaspania, czy innego powodu zaparkował.
To z biedy, to przez lata komunizmu, to z chęci wychylenia się i jednocześnie ze strachu przed wychyleniem się. To przez wojny ....
Oczywiście nie każdy Polak to czerwona gęba i widły w brudnej łapie.
Nie każdy skrywa mroczny sekret.
Choć nie lubimy mówić o tym, co dzieje się w domu.
Jacy jesteśmy?
Różni.
Podobno w obliczu wielkiej sprawy potrafimy się zebrać i zjednoczyć i miłować, jak przykazano w Biblii.
Na co dzień jednak ....
Na co dzień jest raczej źle ....
Nie potrafimy obiektywnie patrzeć na historię.
Zrozumieć, że świat nie jest czarno biały.
Że ofiara i kat to czasami ta sama osoba.
Zazdrośni i nienawidzący inności.
Zobaczyłam Pokłosie i obudziłam się z myślą o Dniu Świra.
Na końcu filmu jest modlitwa przeklinająca sąsiada.
Tak.
Pokłosie przejaskrawia, ale czasami taka hiperbolizacja jest potrzebna. Bo dziś wszystko jest jaskrawe i krzykliwe i pokazana subtelnie mogłoby już nie zrobić wrażenia.
Jakość naszego społeczeństwa naprawdę się zmienia. Jakość życia na lepsze, a ludzie na gorsze.
Być może Młodość zdoła to jeszcze ocalić, ale my .... trzydziestoletni już raczej nie.
Nie można oburzać się na przeszłość i jej zaprzeczać.
"Kto zaglada pod powierzchnię czyni to na własną odpowiedzialność".
W Pokłosiu nikt nie opluwa bohaterów.
Opluwa ohydnych i podłych ludzi. Ludzkie kreatury.
Do wybaczenia trzeba SUMIENIA - mówi w filmie ksiądz.
Bo wybaczyć można najpotworniejsze zbrodnie.
Można racjonalizować i wypierać. Mechanizmy obronne. Głowa.
Mechanizmy obronne nie działąją jednak na sumienie.
"Niebo gwieździste nade mną, prawo moralne we mnie" (Kant).
Mechanizmy obronne nie działają na DUSZĘ.
A jak się spali komuś dziecko to już się nie ma duszy.
A wtedy już nic się nie ma.
Jest się trupem.
Trupem który nie zasłużył na mogiłę.
http://www.jta.org/news/article/2012/11/20/3112446/gravestones-destroyed-at-polish-jewish-cemetery
Zniszczono 20.
Co to jest dwadzieścia? Tylko dwadzieścia.
Po co od razu szkalować Polaków Chrystusów Narodów.
Cierpiętników i bohaterów.
Zawistnych tylko czasami. Nerwowych i agresywnych, bo przecież każdego dnia walczą o lepsze jutro. Polacy są nerwowi, bo .... żyją biednie i nie mają poczucia bezpieczeństwa. Dlatego tak różnią się od Irlandczyków, którzy poprostu sobie żyją, bez pośpiechu.
I jak odwożą dzieci do szkoły nie trąbią i nie wymachują ręką na kogoś, kto niezdarnie z zaspania, czy innego powodu zaparkował.
To z biedy, to przez lata komunizmu, to z chęci wychylenia się i jednocześnie ze strachu przed wychyleniem się. To przez wojny ....
Oczywiście nie każdy Polak to czerwona gęba i widły w brudnej łapie.
Nie każdy skrywa mroczny sekret.
Choć nie lubimy mówić o tym, co dzieje się w domu.
Jacy jesteśmy?
Różni.
Podobno w obliczu wielkiej sprawy potrafimy się zebrać i zjednoczyć i miłować, jak przykazano w Biblii.
Na co dzień jednak ....
Na co dzień jest raczej źle ....
Nie potrafimy obiektywnie patrzeć na historię.
Zrozumieć, że świat nie jest czarno biały.
Że ofiara i kat to czasami ta sama osoba.
Zazdrośni i nienawidzący inności.
Zobaczyłam Pokłosie i obudziłam się z myślą o Dniu Świra.
Na końcu filmu jest modlitwa przeklinająca sąsiada.
Tak.
Pokłosie przejaskrawia, ale czasami taka hiperbolizacja jest potrzebna. Bo dziś wszystko jest jaskrawe i krzykliwe i pokazana subtelnie mogłoby już nie zrobić wrażenia.
Jakość naszego społeczeństwa naprawdę się zmienia. Jakość życia na lepsze, a ludzie na gorsze.
Być może Młodość zdoła to jeszcze ocalić, ale my .... trzydziestoletni już raczej nie.
Nie można oburzać się na przeszłość i jej zaprzeczać.
"Kto zaglada pod powierzchnię czyni to na własną odpowiedzialność".
W Pokłosiu nikt nie opluwa bohaterów.
Opluwa ohydnych i podłych ludzi. Ludzkie kreatury.
Do wybaczenia trzeba SUMIENIA - mówi w filmie ksiądz.
Bo wybaczyć można najpotworniejsze zbrodnie.
Można racjonalizować i wypierać. Mechanizmy obronne. Głowa.
Mechanizmy obronne nie działąją jednak na sumienie.
"Niebo gwieździste nade mną, prawo moralne we mnie" (Kant).
Mechanizmy obronne nie działają na DUSZĘ.
A jak się spali komuś dziecko to już się nie ma duszy.
A wtedy już nic się nie ma.
Jest się trupem.
Trupem który nie zasłużył na mogiłę.
środa, listopada 07, 2012
Pisanie czas zacząć
Tylko nie wiem, czy jeszcze umiem i to nie jest kokieteria.
Skoro pierwsze wiersze zaczęłam pisać w 1990 roku ...... i wcale nie są takie głupie, jak sie do nich zajrzy, to może nadal jestem w stanie coś z siebie wykrzesać.
Każdego dnia najbardziej tego właśnie chce - pisać.
I nie robię tego.
Tak postępować może tylko idiota.
Albo ktoś poddany wielkiej pokusie.
Dla mnie pisanie nie jest jednak pokusą ..... a nawet jeśli jest, to tego typu pokusom bezgrzesznie mogę się oddawać.
Niech Bogowie zręcznie prowadzą moje pióro!
Skoro pierwsze wiersze zaczęłam pisać w 1990 roku ...... i wcale nie są takie głupie, jak sie do nich zajrzy, to może nadal jestem w stanie coś z siebie wykrzesać.
Każdego dnia najbardziej tego właśnie chce - pisać.
I nie robię tego.
Tak postępować może tylko idiota.
Albo ktoś poddany wielkiej pokusie.
Dla mnie pisanie nie jest jednak pokusą ..... a nawet jeśli jest, to tego typu pokusom bezgrzesznie mogę się oddawać.
Niech Bogowie zręcznie prowadzą moje pióro!
Subskrybuj:
Posty (Atom)